podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Pociągiem z Polski do Chin przez Rosję i Mongolię
reklama
Zbyszek Stelmach
zmień font:
Pociągiem z Polski do Chin przez Rosję i Mongolię
artykuł czytany 9999 razy
Planowo o godzinie 14.30 pociąg wjechał na stację w Pekinie. Od razu widać, że dworzec jest ogromny i masa tu ludzi. Wszędzie chińskie napisy, nic nie możemy odczytać. Czy tak jest wszędzie? Jak się tu porozumiemy? Zobaczymy. Dojechaliśmy tak daleko, może tu nie zginiemy. Po wyjściu z pociągu spotykamy szwedzkiego fotoreportera, który był z nami w Ułan Bator. On z żoną ma adres hostelu studenckiego, gdzie ma zamiar nocować za niskie pieniądze. Bierzemy na wszelki wypadek ten adres, robiąc po prostu zdjęcie ulotce. Potem nie skorzystaliśmy z tego, zresztą nie było takiej potrzeby. Niestety, ja przez pomyłkę zgrałem wszystko z karty z aparatu na mój dysk, a dane z karty po prostu skasowałem. A dysk będę mógł odczytać dopiero w domu. Uświadomił mi to Andrzej, ale było już na cokolwiek za późno. Dobrze, że my mieliśmy również adres niedrogiego hotelu, w którym to zamieszkaliśmy.

Pekin

Pekin przywitał nas pogodą wilgotną, ale upalną. Temperatura wahała się chyba w granicach 30 stopni. Co teraz robić? Gdzie się udać. Jak wspomniałem, mieliśmy adres w miarę taniego hotelu, tam chyba zamieszkamy, ale póki co próbujemy kupić miejscówki na dalszą podróż, do Xianu, do Chengdu. Jak tu się porozumiemy? Zobaczymy. Idziemy z Andrzejem do kas biletowych, których są tu niezliczone ilości, dziewczyny tradycyjnie pilnują bagaży siedząc podobnie jak miejscowi Chińczycy na gazetach, bezpośrednio na chodniku, na placu przydworcowym. Próbujemy odczytać z tablicy odjazdów, jak jeżdżą pociągi do Xian i Chengdu, ale nie udaje się to nam. Wszędzie chińskie krzaczki. No cóż, musimy poradzić sobie inaczej. Wokół dworca jest bardzo czysto i schludnie, ale ludzi są nieprzebrane ilości. Ogromny plac przed dworcem jest zapełniony. Nie ma ławek, wszyscy siadają na ziemi, niektórzy leżą, nawet śpią. Plac ciągle jest sprzątany, nie ma śmieci.
Okazuje się, że w kasie biletowej niektóre kasjerki znają angielski. To dobrze. Źle, że my go nie znamy za dobrze, jednak Andrzej czuje się na siłach, aby rozmawiać z kasjerką i kupować u niej bilet. Na ten nasz bilet też w kasie patrzą jak byk na wodolot. Od razu widzimy, że będą kłopoty. Tak też jest. Po wielu próbach wytłumaczenia o co nam chodzi, dowiadujemy się, że po miejscówkę trzeba iść do hotelu INTERNATIONALE naprzeciw dworca. Jest tam biuro zajmujące się sprzedażą biletów i miejscówek na terenie Chin. Idzie tam Andrzej z Elą, jednak również nic nie załatwiają. Wracają na dworzec, wracamy do punktu wyjścia. Idziemy jeszcze raz do kasy kolejowej. Kasjerka widząc nas traci od razu humor. Dogadujemy się z nią na tyle, że próbuje sprzedać nam miejscówkę, ale chyba z biletem, ba za drogo to wszystko ma nas kosztować. Nie zgadzamy się na tą cenę, jesteśmy jeszcze raz odesłani do hotelu przy dworcu. Andrzej wpada na pomysł i dzwoni do Gdyni, do znajomego Chińczyka, on zna polski, zna chiński, może telefonicznie coś załatwimy. Niestety, rozmowa z Polską trwa paręnaście minut i nic nie daje poza sporymi kosztami połączenia. Będziemy jednak ponosić z Andrzejem je wspólnie. Znowu z dworca jesteśmy odesłani do hotelu. Typowa spychologia, ale cóż możemy zrobić? Chyba niewiele. Idziemy do hotelu i tu spotykamy się z kierownikiem ich biura. On również rozmawia telefonicznie z Chińczykiem z Polski. I ta rozmowa nic nie daje poza tym, że umawiamy się na jutro na 10 rano. Jesteśmy dobrej myśli, jutro chyba załatwimy sprawę miejscówek. W miarę dobrych humorach coś przekąszam z Iloną w miejscowym KFC i idziemy na postój taksówek. Trzeba dojechać do hotelu. W międzyczasie idziemy z Andrzejem do pobliskiego hotelu, gdzie powinna być, według reklamy "wymiana walut" - zamienić dolary i euro na juany. Załatwiają to w recepcji. Niestety, nie możemy się porozumieć po angielsku z recepcjonistką. Na blankiecie w pewnym miejscu każe nam wpisać numer. Ale czego? Tego nie mówi. Numer hotelu? Buta? Dowodu? Paszportu? Nie wiemy, a ona powtarza jak automat "number i number". W końcu czekamy, aż ktoś obok nas załatwia podobną transakcję. Okazuje się, że number to numer pokoju (room). Nie mogła tego od razu powiedzieć? Mogła. Nie stracilibyśmy tyle czasu. A sprawy i tak tu nie załatwiliśmy, bo numer pokoju był sprawą kluczową - wymiana walut w recepcji dotyczy tylko gości hotelowych. A tyle naczytałem się przed wyjazdem, że walutę można wymienić praktycznie w każdym hotelu. I znów nieścisłość. W końcu wymianę tą załatwiliśmy w pobliskim banku "Bejing". Bez kłopotu, bez uwag, bez numeru pokoju.
Na postoju szok, za dojazd do naszego hotelu taksówkarze żądają 180 juanów, to jest ponad 70 zł. Targujemy się ostro, staje na 120 juanach (prawie 50 zł.). Cóż możemy zrobić nie znając miasta ani jego zwyczajów. Bierzemy taksówkę i jedziemy. Czytając wiele o przekrętach taksówkarzy w tym mieście nagrywam na moim aparacie moment zapłaty za kurs (jeszcze przed jego wykonaniem, inaczej nie chcieli jechać) pośrednikowi. Taksówkarz nie chciał wziąć kasy. Baliśmy się, że na miejscu zechce jeszcze raz zapłaty za przejazd. Widząc, że mam to nagrane, dowiózł nas na miejsce bez dodatkowych kosztów. Jechał z nami z 15 minut. A więc jednak hotel leży dosyć daleko od dworca.
Okazało się, że nasz hotel leży nieco na uboczu, nie przy samej ulicy. Nie jest to hotel ze szkła i aluminium, ale to dobrze, to i ceny nie będą z kosmosu. Na miejscu okazuje się, że noc w pokoju dwuosobowym kosztuje 200 juanów (80 zł.) Płacimy z góry za 2 noce, ale musimy jeszcze dopłacić po 100 juanów za pokój. Za co? Trudno się o to dopytać. Płacimy, bo chcemy w końcu odpocząć. Ja z Iloną mam pokój na 1 piętrze, Andrzej z Elą piętro wyżej. Pokoje są czyściutkie, z telewizorem i łazienką. Jest klima. To dobrze, bo duszność jest nie do wytrzymania. Pierwsze co robimy to uruchamiamy ją. Rozpakowujemy się, zamieszkujemy w końcu w pokoju. Pierwsza rzecz to kąpiel. Po tylu dniach w podróży, bez możliwości dokładniejszego umycia się, w końcu mamy luksus. Cudowne uczucie. Jest już późno, jest ciemno. Zjadamy coś jeszcze z naszych podróżnych zapasów, wypijamy po drinku i idziemy spać. Jutro wszak mamy nadzieję dostać miejscówki na pociąg, na dalsze zwiedzanie Chin. Z tą myślą szybko usypiamy.
Rano szybko coś przekąszamy i lecimy z Andrzejem szukać dworca (taksówką nie pojedziemy, za drogo) i hotelu INTERNATIONALE. Recepcjonistka pokazuje nam na planie miasta gdzie mieszkamy, a gdzie leży dworzec kolejowy. Mamy nadzieję, że trafimy na odpowiedni dworzec, na ten, na który przyjechaliśmy. Bo dworców kolejowych jest w centrum Pekinu kilka. Nadal jest niesamowicie gorąco, duszno. Ale klimat jest jakiś inny niż u nas. Jest duszno, ale nie leje się z nas pot, chociaż staramy się na bieżąco uzupełniać z Andrzejem "płyny" w organizmie. Okazuje się, że Andrzej doskonale orientuje się w tym obcym mieście. Stwierdził, że dworzec nie może być daleko, mi wydawało się odwrotnie. Przecież wczoraj taksówkarz nie wiózłby nas dookoła miasta mając już opłacony kurs. Okazało się, że Andrzej miał rację, że do dworca nie jest zbyt daleko - około 3 kilometrów, że taksówkarz nas oszukał i na cenie, i na objeździe miasta. Nie wiemy tylko po co? Przegrałem zakład z Andrzejem, trudno. Do dworca można od nas z hotelu iść pieszo około pół godziny, można też dojechać trolejbusem lub autobusem za 1 juana. Bilety, jak zawsze w Pekinie, sprzedaje konduktorka w pojeździe. Nie tylko sprzedaje bilety, ale również usadza podróżnych, zapowiada przystanki, mając mikrofon i głośnik na zewnątrz pojazdu "ustawia" wsiadających do odpowiednich drzwi. Widzieliśmy nawet, jak stojąc w korku "ochrzaniała" kierowców innych pojazdów blokujących przejazd.
Niestety, gdy odnaleźliśmy drogę do dworca, gdy nieco poznaliśmy miasto, okazało się na miejscu, że dzisiaj miejscówek do Xian i Chengdu nie kupimy. Kierownik biura w INERNATIONALU "zaśpiewał" nam taką cenę, że na jej widok zrezygnowaliśmy. Przecież miejscówki do Chengdu nie mogą kosztować tysiąca złotych. Znowu stoimy pod ścianą, znowu walczymy dalej. Znowu idziemy na dworzec, znowu nie możemy się porozumieć, znowu jesteśmy odsyłani do hotelu. Ale nie ma dzisiaj kasjerki, która wczoraj w końcu chciała sprzedać nam bilety. Może z nią jakoś się dogadamy, zrozumiemy o co tu chodzi? Poczekamy do nowej zmiany, może zmieniają się w kasach podobnie jak u nas, wieczorem? Może o 19.00? Zobaczymy. Nie mamy nic już do stracenia. Bo co robić dalej, jeśli nie pojedziemy w głąb Chin? Wracać wcześniej do domu niewiele tu widząc? Chyba nie. Ale co robić tyle czasu w Pekinie? Poznawać go od podszewki, bo będzie tyle czasu? Nie wiemy, ale mamy jeszcze czas na zastanowienie się. Najbliższy wszak pociąg odjeżdża do Moskwy w środę rano, dzisiaj jest sobota, 3 czerwca. Jeśli za dzień czy ostatecznie dwa dni nie kupimy miejscówek, dalej już nie pojedziemy. Zabraknie nam na to wszystko czasu. Do Chengdu jest bowiem ponad 2 tysiące kilometrów, trzeba mieć czas na dojazd i powrót do Pekinu i do domu. A my jesteśmy ograniczeni czasem urlopu, musimy wszak wrócić do pracy na 24 czerwca.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  5  6  7  8  9  [10]  11  12  13  14  15  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Mała Antarktyda o tysiącu nazwach
»  Kapitalizm po ujgursku
»  Bliżej niż myślisz... Kaukaz - najwyższe góry Europy
»  Śladami dawnych Mongołów
»  Moskwa
»  Samochodem po bezdrożach Rosji
»  TIR-em do domu, cz. I
»  TIR-em do domu, cz. II
»  Kuryle - Jak daleko na koniec świata
»  Sankt Petersburg
»  Rosja - Mongolia
»  Ural Polarny
»  Elbrus 2004 - studencka wyprawa turystyczno-naukowa
»  Gdzie Słońce nie zachodzi...
»  Za górami, za lasami...
»  Kaukaz oczami wspinacza
»  Oczami "turistów-alpinistów"
»  Syberia
»  Koleją Transsyberyjską na wschód
»  Lądem z Rzeszowa do Bangkoku
»  W kraju przyczajonego tygrysa
»  Cinquecento do Kazachstanu przez Ukrainę i Rosję 2004
»  Chibiny - przez kopalnię na szczyt
»  Bal w Carskim Siole - współczesna rekonstrucja i słów kilka o Bursztynowej Komnacie
»  Muzyka w Buddyzmie
»  Wielki Mur Chiński
»  [Recenzja] Tybet, Tybet - Patrick French
»  Z wizytą u tuwińskiej szamanki
»  Wyprawa do Korei Południowej
»  [Recenzja] Xue Xinran "Dobre kobiety z Chin"
»  Expedycja III Sey Kraków-Pekin
»  Rosja Polarna 2008
»  Rosja – Daleki Wschód i Kamczatka
»  Wyprawa Silk Road'2009
»  Ekspedycja Elbrus 2010
»  W dzikie serce Azji - AŁTAJ 2010
fotoreportażfotoreportaż
» Expedycja Morze Czarne 2004 - Tomasz Kempa
wyróżniona galeria
» Hong Kong 2003/2004 - Maciej Dakowicz
wyróżniona galeria
» Tybet - Tomasz Chojnacki
wyróżniona galeria
» Expedycja Sey Kraków – Pekin - Agata Krzemień i Witold Rybski
» Mongolia - Katarzyna Zegan
górapowrót
kursy walutkursy walut
Rosja (rubel) 1 RUB =  5 groszy
[Źródło: aktualny kurs NBP]