Brzydka Afryka
Geozeta nr 9
artykuł czytany
7627
razy
Zamieszkaliśmy w wynajętym, murowanym domu o zupełnie wystarczającym standardzie. Moją uwagę zwróciły kraty w oknach i solidne, żelazem wzmacniane, drzwi.
- To przeciw złodziejom?
- Nie, złodziei u nas nie ma odkąd policja ich od razu rozstrzeliwuje. To pamiątka po czasach rozruchów, które wydarzyły się parę lat temu.
Faktycznie, domy rzadko się zamyka... większości po prostu nie ma jak. Zamek i szyby to chyba ostatnie rzeczy o jakich myślą jego właściciele. Co można by jednak ukraść z takiego domu?
Po naszym "hotelu" kręci się mnóstwo ludzi. Odnoszę wrażenie, że oni się sami między sobą nie bardzo znają i gdyby ktoś obcy przyszedł, też mógłby napić się koli (przy okazji okazuje się, że coca-cola to w skrócie koka, a prosząc o kolę dostaje się orzeszki kola). To jednak pozór; niewprawne oko nie widzi jeszcze granicy między rodzinami, nie potrafi dojrzeć porządku w bałaganie.
W ogródku dziecko bawi się małpą kapucynką ściśniętą w pasie sznurkiem. Żartowaliśmy, że Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami miałoby tu co robić. Potem okazało się, że Towarzystwo Opieki nad Ludźmi też by się nie nudziło.
Granicę z Kongiem stanowi rzeka Ubangi. Można ją przekraczać bez problemów i często się z tej możliwości korzysta. Za rzeką jest Kongo, ale już pierwszego dnia poczułem, że tam jest obcy świat..., że jedynie brzeg, na którym stoimy jest nasz.
Otworzyłem bramę na parę centymetrów - nic; więc szerzej - nadal nic nie widzę, wychodzę zatem na zewnątrz, a tam odnajduję świat jaki mógłby się tylko przyśnić. To rzeczywistość pochodząca jakby z odkopanej przeszłości albo z trójwymiarowego zdjęcia sprzed wieków. Ilu wieków? Właściwie obojętne czy sprzed dwóch, czy dwudziestu... Ciekaw byłem zapachów. Myślałem, że poczuję woń towarów, których rozładunek oglądał Robinson Crusoe, ale w powietrzu unosił się tylko zapach szarości i pylistej mgły.
Pierwszy dzień
Zabraliśmy z samolotu jakieś polskie, kobiece pismo o modzie. Dodatkiem do ubranych na beżowo modelek był afrykański pies - beżowy chart. Jest południe, widzimy psa - ledwo dyszącą sukę i szczeniaki leżące w rowie obok drogi. Stanowczo są jednak niepodobne do czworonoga z kolorowej gazety.