Brzydka Afryka
Geozeta nr 9
artykuł czytany
7627
razy
Dyrektor Urzędu Imigracyjnego w Bangi obraził się, gdy zobaczył, że przyszedłem do niego załatwiać urzędową sprawę w krótkich spodniach. Kazał mi przyjść w poniedziałek. Jeśli ktoś jest na wysokim stanowisku, to chodzi w krawacie cały dzień w pracy, w domu, knajpie, a także w niedzielę. Autochtoni mają wypracowane wzorce elegancji. Kontakty z Europejczykami oraz to, że zajmują teraz ich miejsca, powoduje, że potrzebują zademonstrować, że są tych pozycji rzeczywiście godni. Zachowują się zatem często karykaturalnie - jak prawdziwi prowincjusze. Tak, to jest dokładnie taki stosunek jaki zachodzi między świadomym siebie prowincjuszem, który coś osiągnął, a człowiekiem z metropolii. Chyba Gombrowicz napisał, że "kto wie, że nie można jeść ryby nożem może jeść rybę nożem".
Spotkałem w pubie dwóch cudzoziemców
Niemiec Michael ze Stuttgartu i Arsene z Belgii mieszkają w Afryce od ponad 30 lat i już tam zapewne umrą. Nie mają dokąd wracać. Zdziwiłem się jak dużo wiedzą o Europie i Afryce, nie mając telewizorów ani europejskich gazet. Byli najlepiej poinformowanymi ludźmi jakich tam spotkałem. Obaj poruszali się ślamazarnie - chyba zarazili się afrykańską powolnością i nawet gdyby nie było takiej potrzeby, to też by się w taki sposób funkcjonowali. Arsene jest doradcą prezydenta do spraw technicznych, ale nie jestem pewien czy jego stanowisko dokładnie tak się nazywa. Mieszka w niezłej dzielnicy, ma służącego do otwierania drzwi. W domu stoi kilka bardzo ładnych rzeźb, zdjęcia z prezydentem, parę gazet, kilka książek... Afryka Środkowa, z punktu widzenia administracji państwowej, jest bardzo małym krajem. Budowa mostu jest tam sprawą państwowej wagi. Każdy, trochę większy business niż bazarowy handel natychmiast zainteresuje państwowych notabli. Doradca do spraw technicznych niezbyt często ma co robić, ale już budowa kładki nad rzeką jest poważnym przedsięwzięciem, którym się zajmuje. On po prostu wie o sprawach technicznych wszystko. Zna każdą drogę i most, każdy większy budynek w kraju. Nie ma wielu takich państw - państw, które zdają się być jedną wielką wsią...
Arsene przeżywa również swoje małe kłopoty. Przez kilka dni, po jego stronie drogi, trwała awaria prądu, którego nie da się tu niczym zastąpić. Elektryczność nie jest potrzebna do gotowania; gotuje się na węglu drzewnym; nie jest też potrzebna do oświetlania - od biedy można przez parę dni używać świeczek. Klimatyzator jednak nie ruszy bez prądu. Gdy zabrakło elektryczności, Arsene pracował nad projektem dla prezydenta. Rysował tuszem, a tusz, gdy kapnie na niego kropla potu z nosa, rozmazuje się. Wysłał zatem memorandum do prezydenta, w którym napisał, że ze względu na brak prądu i kapanie potu na projekt, nie jest w stanie wykonać go na czas. Prosi więc, albo o przesunięcie terminu, albo o interwencję w sprawie prądu... I prezydent prąd włączył.
To od Arsene'a dostałem koszulkę z portretem obecnego prezydenta Ange-Felixa Patasse'a. Wiele osób ma takie. Nawet dziewczyny mają jego twarz wydrukowaną na sukienkach. Od razu wielu ludzi zaczęło do mnie podchodzić i gratulować mi, że popieram prezydenta. Prezydent pochodzi z plemienia Gbaya, z północy; w Bangi jest obcy, ale w końcu jest aktualnym prezydentem, więc fakt, że wielu obywateli go lubi specjalnie nie dziwi. W M'baiki już się nie zobaczy portretu prezydenta, są za to zdjęcia kilku lokalnych polityków, którzy przegrali wybory, ale pochodzą z tamtego rejonu. Partie polityczne, pomimo, że mają nazwy odwołujące się do ideologii, są tak naprawdę ugrupowaniami trybalnymi. Ten kto wygrywa wybory, ściąga do stolicy członków swojej rodziny i plemienia. Nawet gdyby nie miał zamiaru tego robić, to i tak nie ma wyboru. Nie może oczekiwać lojalności urzędników wobec państwa, dlatego musi opierać się na tych więzach lojalności, które są - a tych, poza plemieniem i bardzo rozległą rodziną, wielu nie ma. Rewolucje afrykańskie to też w zasadzie awantury rodzinne. Niewiele w nich konfliktu o idee, chyba, że chodzi o sprawę dostępu do diamentów czy złota. W hotelu Sofitel można spotkać handlarzy diamentów z RPA, a także Arabów. W ich twarzach tkwią jakby szklane oczy. Gdy przestaną handlować, pewnie znajdą zatrudnienie w Hollywood, grając facetów od czarnej roboty.
Arsene nie dostaje wynagrodzeń na czas, jak zresztą wszyscy. Nawet były minister finansów nie dostaje emerytury w terminie. Jeśli państwo wie, że jakiś urzędnik dorabia na boku, opóźnienie jest większe. Rząd nie płaci nauczycielom, więc ci naciskają na rodziców, aby dofinansowywali szkoły. Faktycznie dzieje się tak, że płace nauczycieli w państwowych szkołach są określane przez rodziców. Szkoła, poza pensjami dla nauczycieli, nie ponosi większych wydatków.
Michael jest emerytem. Emeryturę dostaje od Narodów Zjednoczonych i chyba od francuskiej armii, więc powodzi mu się lepiej niż Arsene. Jego żona codziennie przygotowuje ostro przyprawioną potrawę z ryby i manioku, a córka, dwunastoletnia Stephanie, sprzedaje ją po 150 franków na ulicy. Wszystkie pieniądze oddaje matce, a ta przechowuje je, aby mieć czym zapłacić za szkołę. Stephanie nie ma dostępu do tych pieniędzy, ale dokładnie wie ile posiada. Zresztą, poza szkołą nie bardzo miałaby je na co wydać. Michael wyśle córki do Europy, gdy będą miały 16 lat. Czy powrócą? "Niech wracają, jeśli chcą." - ale sam w to wątpi. On już tego nie zrobi, chociaż nie lubi kraju, tutejszych ludzi, języka sango oraz głośnej muzyki w knajpie. Niczego tam nie lubi... Jednak żeby kochać, nie trzeba przecież lubić...
Gdy spytać Arsene o Afrykę, błyszczą mu oczy - widać, że ją lubi. Michael, w odpowiedzi na takie same pytania, z pogardą wykrzywia usta. Może to tylko odmienność temperamentów, albo różnica między żołnierzem a budowniczym, może także między człowiekiem dostającym pensję od rządu a względnie niezależnym. A może są to po prostu starsi, przekomarzający się panowie...?