Teneryfa - wyspa o wielu obliczach
artykuł czytany
12634
razy
Jesteśmy z Sabiną wolne!!! Przebieramy się w najlepsze kiecki (ja jednak wybrałam spodenki) i ruszamy przed siebie. Próbuję przypomnieć sobie skrót prowadzący na Playa del Duque i do letniej posiadłości Elizabeth Taylor (podobno). Wychodząc z Regency, przechodzimy przez autostradę. Można jechać darmowym busem, ale czyż nie przyjemniej spacerkiem?
Wychodzimy na promenadę wijącą się przy samym oceanie, w oddali posesja aktorki, mnie ona przypomina domy w Toskanii ( z filmu "Ukryte pragnienia" Bertolluciego). Roślinność nieziemska, skwar leje się z nieba, obchodzimy dom naokoło, po skałach, promenada ciągnie się kilometrami, krążymy wokół kościółka (zamknięty), miejscowi staruszkowie gawędzą przed kapliczką, do której można zajrzeć. Wracamy na plażę, rozkładamy się na piasku, fale coraz większe. Na chwilę wchodzę do oceanu, jednak nie trwa to długo - o mały włos, a wróciłybyśmy w samych strojach, w ostatniej chwili chwyciłam za sandały i plecak. W tym miejscu (za skałami) ratownik zakazuje kąpieli. Obserwujemy całe zajście i nie spuszczamy oka z fali, mija jakieś 30 minut, ocean się uspokaja, większość ludzi powraca do wody. Zostajemy długo na plaży, spędzając czas na rozmowie i zbieraniu muszelek.
W drodze powrotnej trochę zboczyłyśmy z trasy, jesteśmy już blisko autostrady, jeszcze trochę pod górkę i już na miejscu. Padam na łóżko i włączam wentylator. Za chwilę pewne wróci ekipa z AquaParku, zwlekam się z łóżka i przygotowuję jedzonko, dzisiaj nie eksperymentuję w kuchni; kartofelki, kotlety z żółtego sera i do tego micha pomidorków z cebulką. Pochłaniają w mig, Ozzy bez pomidorów ( nie jest entuzjastą tego warzywka).
7 września 2005 - plaża - babskie sentymenty, punkt kulminacyjny wyspy - Pico del Teide (piechotką na szczyt, do samego krateru)
Podczas gdy Dro i Ozzy idą na Teide, próbuję namówić Sabinę na ruszenie się z hotelu. Jak zwykle mi się udaje! Szybko manatki do plecaka, Mieszka za rączkę i idziemy na Playa del Duque (znowu) oraz na Playa Fanabe. Spacerujemy promenadą, kierujemy się na plażę, Miechu od razu zaczyna kopać w piachu, podążam w stronę oceanu, płynę przed siebie, myślami jednak jestem na Teide... Jak sobie radzą, czy uda im się zjechać kolejką, czy też z powrotem również piechotką - boję się trochę o Oskara… Ocean w tym miejscu (Playa Fanabe) gładki, orientalna knajpka z etnicznymi posągami i leżaki z palmami. Staramy się chłonąć każdą chwilę tu spędzoną, zapamiętać każdą roślinę, spokojną toń oceanu, ludzi i niczym nie zmąconą atmosferę...
Zostajemy do późna na plaży, ciężko się ruszyć i wracać, po drodze namierzam centrum handlowe w podziemiu i kupuję wisior (amulet) za 3.50 euro, podobny sprzedawali przy plaży za 8... Niosę Mieszka na rękach, prawie zasypia.
Otwieram drzwi, a tu miła niespodzianka w postaci moich chłopaków - misja zakończona, Teide zdobyty! Przywieźli naturalne pumeksy i woreczki z opuncją figową. Ciekawe, kto to będzie obierał, ja nie ruszę, nie chcę mieć tysiąca wbitych igiełek w ręce!
Chłopaki opowiadają o swojej wyprawie. Wybrali się wcześnie rano (jeszcze spaliśmy), prosto do parkingu z oznaczeniem "Montana Blanca" na wysokości 2350 m, skąd prowadzi najczęściej uczęszczany szlak na wulkan (najczęściej znaczy tutaj zupełnie co innego niż u nas, w Tatrach - po drodze spotkali kilkunastu piechurów takich jak oni, reszta wybiera Teleferico - kolejkę linową). Pierwsze kilometry przyjemne, płaska droga aż do przełęczy pod Montana Blanca. Kiedyś można było tędy jeździć samochodem, aż na sam szczyt Montana Blanca. Od starego miejsca postojowego zaczyna się właściwa wspinaczka - cały czas pod górę (ok. 1000 m), aż na sam szczyt. Po drodze podziwiają widoki, niczym roztopiona czekolada z toffi, rozpływająca się pod nogami. Mijają tzw. jaja lawy (lava eggs) - olbrzymie, okrągłe głazy, które powstały jak kule śniegowe - z odłamków oderwanych od spływającego języka lawy. Ostatnia erupcja miała miejsce w siedemnastym wieku. Po drodze wstąpili do schroniska Refugio Altavista 3270 m, można tam także przenocować. Za schroniskiem jeszcze spory kawałek pod górę, aż do La Rambletta - górna stacja kolejki linowej.
Przeczytaj podobne artykuły