Joanna Natalia Musiatewicz
Krótka opowieść o południowej Francji
Geozeta nr 9
artykuł czytany
15171
razy
Kosmopolityczna i przemysłowa Tuluza
Podobnie jak wszystkie miejscowości w okolicy, Tuluza nie zachwyci nikogo kto liczy na uporządkowaną zabudowę. Czerwona, jak cała Dolina Tarnu, jednak w porównaniu z malutkimi, malowniczymi miasteczkami na prowincji, Tuluza jest metropolią, a co za tym idzie, miastem pełnym huku, zgiełku i trochę "slumsowej" architektury. Z drugiej strony, jest to chyba jedyne z odwiedzonych przez nas miejsc, które rzeczywiście ŻYJE i to swym naturalnym, codziennym, wielkomiejskim życiem. Po ulicach spacerują robiący sprawunki mieszkańcy, na skwerach zbiera się młodzież licealna i studenci, w porze lunchu wszystkie kawiarnie i sandwicheries są pełne... Dookoła kolorowe neony, reklamy, samochody, ruch... Aż dziw, że komuś, kto na co dzień mieszka w wielkim mieście może się to podobać. Po kilkudniowym leniwym włóczeniu się po spokojnych, wręcz wymarłych uliczkach, szczypta szybkiego pędu codziennego życia może okazać się niezbędna do odzyskania dobrego samopoczucia i powrotu do równowagi.
Zresztą, oprócz chwili uczestnictwa w normalnym wielkomiejskim gwarze, Tuluza właściwie nie ma czym pochwalić się przed turystami. Ze swej strony polecić mogę odwiedzenie usytuowanego w zabudowaniach klasztornych Muzeum Augustynów. Prezentuje ono wyjątkowo bogate i zróżnicowane eksponaty: od romańskiej i gotyckiej rzeźby, przez malarstwo religijne, po przedstawicieli francuskiego i międzynarodowego malarstwa XVIII i XIX wieku. Ostatnia z wymienionych wystaw nie zasługuje, mym skromnym, choć nie fachowym okiem, na szczególną uwagę, w przeciwieństwie do średniowiecznych zbiorów, wśród których bardzo łatwo zapomina się o upływającym czasie. Zaś wszyscy zmęczeni miejskim hałasem i wielością wrażeń, jakie wynosi się z sal ekspozycyjnych, mogą przez chwilę odpocząć w spokojnych krużgankach otaczających patio, w którym urządzono mini ogród botaniczny. Wymarzone miejsce do zrobienia pięknych zdjęć!
Ambialette
Wrażenia z pierwszych pięciu wycieczek mogą złożyć się na dość kiczowate wyobrażenie o Dolinie Tarnu. Byłaby to jednak generalizacja bardzo krzywdząca. Wiele z miejsc, które odwiedziłyśmy, miało w sobie dużo uroku, na którego odkrycie często brakowało nam sił i czasu. Plan naszego tygodniowego pobytu był wypełniony po brzegi. Nie udało nam się odwiedzić wielu miejsc szczególnie godnych uwagi, a znajdujących się w najbliższej okolicy Albi. Nie powiodło się to głównie z przyczyn "technicznych", niezależnych od nas. Szczególnie warte zobaczenia, nie tylko ze względu na wszechobecną w tym regionie malowniczość, ale przede wszystkim naturalność, były miejscowości na tyle małe, że dostać się do nich można było jedynie samochodem. Nie kursowały przez nie publiczne środki transportu. Takimi miejscami były maleńkie wioski, pojedyncze, oddalone od osad, zabytkowe gospodarstwa, zapomniane cmentarze, mosty, wodospady i niezwykłe jaskinie, a przede wszystkim, wznoszące się majestatycznie nad okolicą, na niedostępnych wzgórzach, katarskie warownie.
Dzięki życzliwości naszych gospodarzy udało nam się zobaczyć jedno z takich niedostępnych dla zwykłych, wygodnych turystów, ale za to autentycznych miejsc - klasztor w Ambialet.
Trudno to miejsce opisać, szczególnie siedząc przed prozaicznym ekranem komputera. Nie da się go też przedstawić na zdjęciach. Żadne ujęcie nie będzie wystarczająco plastyczne i... mistyczne. Tak jak zdjęcie spłaszczy prawdziwy obraz, tak opis ubierze go w nieodpowiednie, napuszone słowa.
Przejście przez klasztorną bramę to szok. Na oddalonym od ludzkich osad wzgórzu, przycupnął maleńki klasztor z białego kamienia, z miniaturową kaplicą i warzywnym ogrodem, spokojnym cmentarzykiem z drewnianymi krzyżami. Wszystko ciche i dostojne w swej romańskiej surowości. Kaplicy nie ozdabia żaden fresk, czy też malowidło. Ozdobą jest wpadające przez małe alabastrowe okna, bursztynowe światło, skąpo oświetlające ściany. Nic więcej... jedynie myśli modlących się tu od stuleci, od czasów pierwszych wypraw krzyżowych, mnichów. Zawsze było ich tu tylko kilku, podobnie zresztą jak dzisiaj. Tylko oni i Bóg, a dookoła niemal dzika przyroda i strome stoki wzgórz. Droga, zamykana po zmierzchu brama oraz prosty most - nie ma tu nic zbędnego...
Przeczytaj podobne artykuły