Bałkańskie Skarby
artykuł czytany
1874
razy
W poniedziałek rano opuszczamy Sarajewo i udajemy się w kierunku Mostaru. Pani Karolina, osoba tyleż elokwentna co i korpulentna, opowiada nam ze szczegółami o historii i zwyczajach ludów bałkańskich. Trzeba przyznać, że jest świetnie zorientowana w temacie i sprawnie porusza się w problematyce zagmatwanych dziejów tego regionu. O ile dobrze zrozumiałem, spędziła tutaj dzieciństwo, stąd znajomość języka i łatwość rozróżniania narodowościowo-religijnych niuansów.
Około dziesiątej zatrzymujemy się w Jablanicy nad rzeką Neretwą. Tutaj w 1943 roku odbyła się wielka bitwa, w trakcie której partyzanci pod wodzą Josipa Broz Tito wysadzili most. Teraz znajduje się tutaj muzeum oraz szczątki tego mostu, częściowo leżące w Neretwie. Nad samym brzegiem rzeki stoi także na pamiątkę tamtych czasów lokomotywa parowa z jednym wagonem.
O jedenastej dojeżdżamy do Mostaru. To kolejne miasto bardzo mocno doświadczone w czasie ostatniej wojny bałkańskiej. Tym razem naszą przewodniczką jest Nadina. Prowadzi nas najpierw pod kamienny Stary Most. Został on zbudowany w XVI wieku i przez szereg lat służył pojednaniu chrześcijan i muzułmanów. Jednakże w 1993 roku Chorwaci celowo go zniszczyli (historię ostrzelania i odbudowy mostu oglądaliśmy na specjalnym pokazie filmowym). Dzięki pomocy UNESCO i Banku Światowego most został zrekonstruowany i ponownie oddany do użytku w 2004 roku. Miejscowi często skaczą z jego najwyższego punktu (ponad 20 metrów) do Neretwy. Za przyjemność popatrzenia na taki skok trzeba zapłacić 1 euro od osoby, ale nasza grupa jakoś nie skorzystała z zachęcających gestów oczekujących skoczków. Może dlatego, że właśnie popsuła się pogoda i w drodze do meczetu Koski-Mehmed- Paszy dopadł nas deszcz.
We wnętrzu meczetu byłem właściwie po raz pierwszy (dawniej zdarzało mi się jedynie zaglądać do środka z przedsionka). Przewodniczka zdjęła buty i weszła za linę przegradzającą meczet na dwie połowy. My zostaliśmy w obuwiu po drugiej stronie, słuchając opowieści o obrzędach muzułmańskich.
W tzw. domu tureckim dwoje z uczestników naszej wycieczki miało okazję przebrać się w lokalne stroje. Szczególnie mocno spodobało się to pewnej pani, która pozowała do zdjęć niczym zawodowa modelka, choć wcześniej powinna raczej spojrzeć w lustro, bo kalendarz nie stoi, niestety, w miejscu…
Wczesnym popołudniem wyruszyliśmy do Medjugorie. Po drodze minęliśmy kilka malowniczych serpentyn. Na miejscu zobaczyliśmy przede wszystkim masę sklepów i kramów z dewocjonaliami. Można kupić tu nie tylko figurki, obrazki czy różańce, ale też znicze i laski z podobizną matki Jezusa. Rzekome objawienia Matki Boskiej w tym miejscu są na pewno cudem, ale dla producentów tandetnych pamiątek i handlujących nimi sklepikarzy. Dzięki rzeszy pielgrzymów mała niegdyś wioska przeistoczyła się w całkiem dobrze prosperujące miasteczko.
Skoro już tutaj przyjechaliśmy, to wspinamy się po skalistym i błotnistym zboczu tzw. Góry Objawień. Po drodze mijamy stacje drogi krzyżowej. Z założenia służą one modlitwie, ale są też doskonałą okazją do odpoczynku, bo marsz pod górę jest dość forsowny i wymaga niezłej kondycji.
Przeczytaj podobne artykuły