Mój sen o Afryce
artykuł czytany
12567
razy
Wyruszamy dalej, 1000 kilometrów do Swakopmund. Po drodze zatrzymamy się nad kanionem Rzeki Rybnej (Fish River Canyon, drugi co do wielkości, po Colorado - kanion na świecie). Stado dzikich pustynnych koni przebiega nam drogę. Historia mówi, że niemiecki baron wypuścił swoje konie na pustyni i od tego czasu tak żyją na piaskach.
Dojeżdżamy do kanionu. Droga początkowo asfaltowa, potem z kamyków i piachu. W małym sklepiku przy bramie wjazdowej ostatnie zakupy: puszki, chleb, ciastka, zupa w proszku. Mijamy plantację daktyli i olbrzymie, imponujące głazy. Podążamy za znakami, bo można się tu zgubić, tyle dróg biegnie we wszystkie strony. Punkt widokowy jest 15 km. od bramy, nad samym urwiskeim kanionu. Oczy nie mogą się przyzwyczaić do takich przestrzeni. Mały daszek ze słomy chroni od słońca. Dech nam zapiera! Jesteśmy bardzo wysoko, a pod nami, ciągnący się na kilkanaście kilometrów w obie strony, Fish River kanion. Na samym dole, jak wąż wije się rzeka Rybna (Fish River). Stoimy zapatrzeni i zachwyceni. Dookoła, symboliczne, ułożone przez turystów górki ze skał - targamy duże kamienie, zostawiamy naszą za sobą! Ślad, że też tu byliśmy!
Dalej w trasę! Jeszcze parenaście kilometrów do Swakopmund. Inna roślinność, robi się chłodniej. Krzaki zamieniają się w trawy, trawy w źdźbła, a za chwilę i te znikają i już nic nie ma…tylko piękne pomarańczowe wydmy, malowane zachodzącym słońcem.
Swakopmund to małe popularne nadmorskie miasteczko. Niska zabudowa i kolorowe fasady domów dodają przyjemnego uroku. Nad samym morzem, aleja palmowa. Małe wielobarwne papużki fruwają nad głowami. Idziemy do końca nabrzeża, fale z hukiem rozbijają się o głazy na tysiące małych kropelek. Foki i delfiny wyskakują z wody. Lekkie samoloty czarterowe latają nad wybrzeżem, obwożąc ciekawskich. W oddali ciągnie się dzika plaża…znikająca na horyzoncie w chmurze.
Na pustyni Namib, otaczającej Swakopmund, są najwyższe wydmy piaskowe na świecie! Piach wlewa się do oceanu, pomarańczowe kontrastuje z błękitem. Majestatyczne z rozszalałym! W lokalnym sklepie pączki z dżemem, bułki z kielbasą i kiszonym ogórkiem. W pubie, piwo z kufla i golonka z musztardą. Europejska tradycja przesiąkła to urokliwe miasteczko.
Jedziemy na tzw. 7-mą Wydmę (Dune 7). To góra piaskowa. Słońce pali, chociaż jest po piątej. Skakaliśmy w falach, nasze mokre ubrania teraz schną szybko. Wspinaczka. Piach przesypuje się pod nogami. Mozolny wysiłek. Idziemy, ale tak jakby się stało w miejscu. Złudzenie, "fata-morgana"? Samochód na dole wydaje się malutki, szczyt góry przybliża. Kolczaste, jaskrawo - zielone krzewy wystają z piasku. Wiatr nieustannie przesypuje ziarnka, tak jakby bawił się i tworzył swoje nowe dzieła.
Jesteśmy na górze, co za widok! W zasięgu 360 - ciu stopni - fascynujące formy wydmowe, utworzone z małych ziarenek i wiatru. Aparat sie zaciął, obiektyw "dostał ziarnko". Stopy gorące, włosy potargane na wietrze. Idziemy po zacienionej stonie góry, piach jest chłodniejszy. Mały żuczek biegnie, szybko przebierając nogami. Zatrzymuje się, chwila zastanowienia i nagle "wchodzi" w piach. Parę kroków dalej suchy liść, zamarł opruszony piaskiem, jak rzeźba z gliny. Oczy głupieją, tracą poczucie odległości, powietrze faluje nad przesypującymi się wydmami. Parę fotek, ostatni rzut okiem, sekunda refleksji. Zbiegamy w dól dużymi susami. Żeby tylko nogi nie powypadały! Wszystko się iskrzy i świeci, piasek jak małe diamenty.
fotoreportaż