Morska wycieczka kajakowa po okolicach Karlskrony
artykuł czytany
2518
razy
Przedłużajaca się piękna jesienna pogoda wyraźnie dawała do zrozumienia że coś trzeba zrobić. Musiało to być coś prostego organizacyjnie, by zdążyc przed zmianą pogody, ładnego i przyjemnego, tak jak ona. Na ekstrema przyjdzie czas gdy aura się zbiesi i samo wystawienie nosa ze Świbna będzie aktem wiary.
Mój wybór padł na Archipelag Blekinge okalający Karlskronę. Pomysł był następujący; zapakowane kajaki postawimy na kółka, wciągniemy na prom, a w Karskronie dojdziemy do najblizszego miejsca umożliwiającego wodowanie i w drogę. Po dwóch dniach pertraktacji ze Stena Line okazało sie że pięciometrowe kajaki nie zmieszczą się przez bramki odprawy pieszych i nie bedą mogły popłynąć jako bagaż (bezpłatnie). Nadanie ich na cargo byłoby bezsensownie drogie - bierzemy więc samochód. To podnosi koszty tylko nieznacznie (jeśli nie liczyć mandatu za złe parkowanie w Karlskronie).
Tak więc we wtorek po południu pakujemy kajaki na dach "Polo", szpeje do bagażnika i po pośpiesznych i jak zwykle zbyt obfitych zakupach spożywczych o 21.00 na pokładzie Stena Baltica opuszczamy Gdynię.
Pokrzepieni luksusowym snem na podłodze pomiędzy siedzeniami lotniczymi promu przed 09.00 jesteśmy w centrum Karlskrony. Miasteczko jeszcze śpi. Czekając aż się obudzi, jemy śniadanie na kamieniach pod latarnią morską Stumholmen. Towarzyszy nam stadko wróbli i wrona, która z odległości ok 2. metrów krytycznie ocenia nasze menu. W otwartym w międzyczasie biurze muzeum morskiego pytamy o możliwość zwodowania się z ich pomostu. Zwodować sie można, natomiast samochodu na ich terenie nie możemy zostawić. To przesądza sprawę na korzyść mariny miejskiej. Z informacji turystycznej wynika że głównymi atrakcjami archipelagu są pozostałości po marynarce wojennej, więc my jako zdeklarowani pacyfiści postanawiamy je zignorować i płynąć bez ustalonego planu, zdając sie na mapę, przyrodę i kaprys chwili.
Pomost wybrany przez nas do startu, zacieniony betonowy ponton, nasiąknięty nigdy nie wysychającą rosą i z niepasującą do obrazu ludzką kupą w kącie, okazał sie być jedym nieprzyjemnym miejscem w trakcie całej wycieczki. Ma to też swoje dobre strony, pakowanie kajaków i start odbywaja się nadzwyczaj sprawnie.
Obieramy kierunek wschodni i myszkując dookoła kolejnych wysp i skałek zagłębiamy się w Ostra Fjarden. Na wyspie Pottneholmen zatrzymujemy sie na małe conieco i spacer po jałowcowym zagajniku. Wszędzie sielsko i zielono. Napawamy sie urokiem miejsca Dalej nasza trasa wiedzie poprzez Kyrkfjarden. Mapa nie precyzuje jak są połączone wyspy V. Skallom i Sturko i nadziewamy sie na groblę. Objazd nie jest wielki i nie jest uciążliwszy od naszego normalnego kluczenia więc z przyjemnością nadkładamy trochę drogi.
Pogoda jest piękna. Płynę w cienkiej koszulce, nawet górną część pianki mam zwiniętą w pasie. Woda gładka jak lustro i nadspodziewanie przejżysta. Można obserwować podwodne łąki i obrośnięte morszczynem głazy. Przechodzimy pod mostem na Knarrhsund, i chwilę potem dostrzegamy zatokę z łączką na południowym końcu wyspy Gullo. Wymarzone miejsce na biwak. Do krawędzi trawy można podejść jak do pomostu. Lądowanie i rozpakowywanie kajaków przebiega wiec bardzo sprawnie. Obóz rozbijamy jednak nie na łączce, lecz w zagłębieniu na szczycie granitowego pagórka. Tak by złapać pierwsze poranne promienie słońca.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż