podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Literackie miniatury globtrotera czyli Smaki Świata. Jak się je sieję
reklama
Wilhelm Karud
zmień font:
Literackie miniatury globtrotera czyli Smaki Świata. Jak się je sieję
artykuł czytany 1677 razy
Biwakuję w regionie Tiomila Skogen nad malowniczym polodowcowym jeziorkiem i patroszę złowione przed momentem sieje. W środkowej Szwecji takich jezior jest kilka tysięcy i swoim urokiem przyciągają one mnóstwo amatorów wędkarstwa, zdrowego relaksu i bezpośredniego obcowania z przyrodą. To jednak nie ja złowiłem te ryby. One padły łupem dziesięciorga belgijskich globtroterów uzbrojonych w oszałamiającej jakości sprzęt do wędkarstwa muchowego. Jako, że moi kempingowi sąsiedzi nie mają nawet mglistego pojęcia o przygotowywaniu rybnych potraw, zaoferowałem im swoją pomoc. Częstują mnie za to duńskim piwem i zapraszają na wieczorną imprezę z okazji urodzin kogoś z ich paczki. Wiem, że ryba, którą zaraz po swojemu przyrządzę stanie się daniem wieczoru i nie będzie ostatnim posiłkiem, jaki zjemy razem.
Młodzi ludzie z Belgii są ciekawi wiedzy o Polsce. Niewiele słyszeli o naszym kraju do tej pory ale wieści o zbliżającym się rozszerzeniu Unii Europejskiej spotęgowały zainteresowanie dziesiątką nowych kandydatów. Mają więc w planie wybrać się do Słowenii, na Litwę i do Polski właśnie. Zadają dużo pytań dotyczących jakości naszych dróg, cen podstawowych artykułów żywnościowych, bezpieczeństwa i możliwości aktywnego wypoczynku. Odpowiadając staram się przedstawić kraj nad Wisłą w atrakcyjnych barwach, zachęcić całe towarzystwo do spenetrowania Warmii i Mazur, Bieszczadów oraz Wieliczki. Moje zachęty wywołują autentyczne zainteresowanie, mnożą się kolejne pytania, ktoś robi wstępną kalkulację ewentualnego wyjazdu, ustalane są nawet terminy eskapady.
Zawsze ekscytuje mnie przekazywanie informacji o Polsce ludziom, którzy niewiele o nas wiedzą. Lubię zaskakiwać ich faktami, jakich sobie nie uświadamiają. A to opisem gotyckiego kompleksu zamku krzyżackiego w Malborku, a to próbą zachwycenia słuchaczy opowieścią o unikatowym charakterze Bagien Biebrzańskich, czy wywołującą gwałtowny apetyt gawędą o smakowych walorach zalewajki. Zastanawiam się jednak nad tym dlaczego nikt z dziesięciorga młodych Flamandów nie kojarzył dotąd naszego kraju z czymkolwiek. Ba, ci moi współbiwakowicze nie potrafią nawet precyzyjnie zlokalizować Polski na mapie. Nie znają połowy naszych sąsiadów i nie do końca są pewni nazwy polskiej stolicy. Dlaczego to ja, choć bardzo lubię, mam prezentować walory naszego kraju gdzieś w szwedzkim lesie przy duńskim piwie, japońskich wędkach, norweskich serach i kanadyjskiej whisky? Dlaczego tak mało ludzi słyszało o polskim bigosie, serniku, Okocimiu, Mikołajkach, bombkach choinkowych i tysiącu innych symboli godnych światowe renomy? Co rzeczowego zrobiły przez całe lata wyspecjalizowane agendy, ambasady, przedstawicielstwa i ludzie za to odpowiedzialni.
Nie do końca byłem szczery prezentując swoją Patrię przypadkowo spotkanym obcokrajowcom. Nie mogłem im przecież wspomnieć o tym, że według ostatnich sondaży jedynie 1% Polaków czuje się w swoim kraju bezpiecznie. Nie powiedziałem też o specjalnej infolinii dla zagranicznych turystów, z której mogą korzystać w przypadku napadu, ograbienia lub gwałtu/!/. Nie dowiedzieli się ode mnie o możliwości spotkania na polskich dziurawych drogach motocyklistów pędzących 200/h ani o tym, że nasze hotele są nieuzasadnienie drogie. Niech jadą, może im się powiedzie.
Mnie w cywilizowanej Europie zawsze się udaje, co wcale nie znaczy, że wszystko tutaj jest do końca poukładane. Ba, ja wyszukuję nawet przykłady niedoskonałego funkcjonowania państw skandynawskich, ich lokalnych władz, rozwiązań i zdobyczy cywilizacyjnych. Z niemałą satysfakcją wytykam to potem moim szwedzkim, norweskim i duńskim znajomym. Głównie dostaje się Norwegom, którzy trochę szowinistycznie chełpią się od pewnego czasu, że "Norsk er best". Na początku lipca nad cichym zazwyczaj regionem Parku Narodowego Femundsmarka pojawił się jaskrawoczerwony, głośny helikopter i o późnej porze białej nocy manewrował około godziny. W ten sposób ludzie z plemienia Saamów przeganiają stada reniferów chcąc je zgromadzić w określonym fragmencie terenu. Helikopter w roli owczarka? - niesamowite! Naprawiający drogę z Idre do Mora operatorzy maszyn opryskali gorącym asfaltem kilka samochodów i dali do zrozumienia, że zażalenie można wnieść do Pana Boga. W jednej z kawiarenek w centrum Oslo nagabują mnie co chwilę dziwne indywidua, jakby przed momentem zeszły z obrazów Hieronima Boscha, prosząc o papierosa lub choćby kilka niedopałków z popielniczki... Przepraszam, chyba teraz u mnie zbyt dużo szowinizmu.
Kilka najbardziej dorodnych siei uwędził nam Szwed odpoczywający w swoim letnim domku nieopodal naszego obozowiska. Osolone lekko przed wędzeniem dymią teraz i pachną intensywnie wisząc na krzaczku wierzby lapońskiej. Po chwili jemy je gorące do zimnego piwa. Wędzona sieja nie wymaga dodatkowych komponentów smakowych ale można ją skropić cytryną lub użyć pikantnego sosu na bazie majonezu. Pozostałe ryby po wypatroszeniu i lekkim osoleniu wnętrza upiekłem w folii aluminiowej na ruszcie razem ze skórą. Otwieramy je teraz i po usunięciu szkieletu jemy palcami - moda na jedzenie bez użycia sztućców wraca do łask i staje się modna nie tylko wśród snobów. Ja postarałem się o urozmaicenie smakowe upieczonych siei. Kilka łyżek masła roztarłem ze zmiażdżonym czosnkiem, drobno posiekanym szczypiorkiem, solą i kolendrą. Danie smakuje wszystkim. Belgowie zapisują sobie recepturę przygotowania tej słowiańskiej omasty, dla której na poczekaniu wymyślam nazwę: sieja a'la Vojtek, a to na cześć kolegi specjalizującego się w fantazyjnym przygotowywaniu dań rybnych. Bravo Vojtek słyszę potem jeszcze kilkakrotnie układając się do snu w moim namiocie, a rozbawione i syte towarzystwo powoli cichnie szanując zasadę ludzi Północy: wycisz się i daj się wyciszyć innym. Wcale mi więc nie żal dużej butelki bacardi wygranej na fińskim promie za niekonwencjonalne wykonanie zorby w konkursie tańców Europy. Wypiliśmy ją pod sieję.
Na północ od Tiomila Skogen rozciągają się tereny zbiorów runa leśnego - jagód i maliny moroszki, zwanej tutaj hjortron. To w te strony już od paru dziesiątków lat ciągną polscy zbieracze tych owoców potrzebnych do produkcji barwników i sporządzania wykwintnych deserów. Niedaleką prowincję Dalarna zna wielu naszych rodaków a Urszula Dudziak, znakomita wokalistka jazzowa, kilkakrotnie z sentymentem pisała o krajobrazowych urokach tego fragmentu Skandynawii. Nawiasem mówiąc, Pani Urszula dla promowania Polski w świecie także zrobiła stokroć więcej, niż wcześniej wspomniane gremia i agendy. Bravo Vojtek, bravo Urszula!

górapowrót
kursy walutkursy walut
Szwecja (korona) 1 SEK =  46 groszy
[Źródło: aktualny kurs NBP]
ZDJĘCIA