Ekspedycja Morze Czarne
artykuł czytany
11851
razy
21:50
Dojeżdżamy do Constancji - poszukiwania noclegu pochłaniają nas na niemal godzinę. Ceny za nocleg są porównywalne z cenami hoteli tej samej klasy w kraju. Mijamy kilka ciekawych budynków i kilkanaście muzeów i galerii sztuki współczesnej. Z niektórych bram dobiega głośna muzyka.
7 listopada 2004 (25 dzień expedycji) [niedziela]
9:15
Przed wejściem do hotelu czeka na nas gromadka kolorowo ubranych dzieci. Większość z nich jest przeraźliwie brudna. Gromadka podbiega do nas z wyciągniętymi rączkami i przekrzykując się woła: "dolar". Szybko wkładamy nasze bagaże. Niektóre z dzieci niemal niepostrzeżenie wpełzają do środka samochodu. W obawie o wyposażenie szybko zamykamy samochód i otoczeni hałaśliwą gromadką idziemy w stronę portu. Okolica jaką zwiedzamy robi na nas mieszane wrażenie - pomiędzy zadbanymi i czystymi kamienicami przeplatają się straszące rudery. Zaskakujące jest dla nas, że przy niektórych stoją zaparkowane nowe luksusowe samochody.
12:05 Do idącego nieco z tyłu Andzeja niosącego kamerę podchodzi dwóch mężczyzn. Wywiązuje się rozmowa- początkowo nie odbiega ona od typowych wymian informacji: skąd jesteśmy, co tu robimy, jak nam się podoba. Niestety okazało się, że mężczyźni próbowali okraść Andrzeja, a podobna sytuacja przydarzyła się po chwili kolejnym uczestnikom Expedycji.
13:30
Decydujemy, że spędzimy jeszcze jeden dzień w Rumuni, a tę noc w Tulceii. Zbliżamy się do serca Delty Dunaju - okolica staje się bajkowa. Mamy wrażenie że czas dla żyjących tu ludzi stanął w miejscu jakieś 200 - 300 lat temu. Ubóstwo domostw miejscowej ludności jest przerażające. Ku naszemu zdziwieniu pomimo biedy napotykani ludzie są uśmiechnięci, przyjaźni i otwarci. Mijani po drodze ludzie poruszają się głównie dwukołowymi wózkami zaprzężonymi osłami lub mułami.
8 listopada 2004 (26 dzień expedycji) [poniedziałek]
17:10
Docieramy do przeprawy promowej na Dunaju w miejscowości Bratianu. Cena przeprawy to za samochód koszt 100 000 lei i 10 000 lei od osoby.
17:40
Niewielkie lokalne przejście graniczne. Podchodzi do nas rumuński pogranicznik "paszporty ... nie macie wiz mołdawskich" (!) - nie jedziemy do Mołdawii tylko na Ukrainę (!) " ale jesteście na przejściu granicznym do Mołdawii, musicie mieć wizę, bo was tam nie wpuszczą". Hugo argumentuje, że Polacy nie potrzebują wiz do Mołdawii, na co pogranicznik rozkłada ręce - "tam was nie wpuszczą, Polacy muszą mieć wizę - dostaniecie ją na następnym przejściu, tam jest mołdawski konsul on ją wam tam wbije". Według mapy powinno to być przejście z Ukrainą. Według słów pogranicznika dzieli nas do Ukrainy w linii prostej 5 km terytorium mołdawskiego. Do następnego przejścia mamy teraz około 60 km.
18:50
W Oanceii zapada noc, jesteśmy na kolejnym przejściu granicznym. Przed nami tylko jeden samochód. Młody rumuński pogranicznik odbiera nasze paszporty - "Polacy?". Dowiadujemy się, że na poprzednim przejściu źle nas poinformowano, nie musimy mieć wiz, aby wjechać do Mołdawii! Musimy tylko zapłacić lokalny podatek drogowy ok. 15 dolarów. Odprawa trwała prawie 15 min. Ukraiński punkt kontrolny oddalony jest o 3 km od granicy z Mołdawią
23:35
Posileni ruszamy w dalszą drogę - do Odessy jeszcze około 250 km. Dochodzimy do wniosku, że wcześniejsza duża ilość kontroli mogła być spowodowana pierwszą turą wyborów prezydenckich.





fotoreportaż