podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Tajlandia-Birma-Laos
reklama
Robert Kiesiak
zmień font:
Tajlandia-Birma-Laos
artykuł czytany 9418 razy
Dwudziestego szóstego sierpnia wymeldowaliśmy się z hotelu i pojechaliśmy autobusem do Nakhom Pathom. Znajduje się tam największa stupa na świecie. Ma ona 127 metrów wysokość. Jej pomarańczowy stożek góruje nad całym, niewielkim miasteczkiem. Stupa otoczona jest niewielkim parkiem. Po schodach wchodzi się na jej pierwszy poziom, na którym wokół samego stożka stupy znajduje się postawiony na kształcie okręgu budynek. Ta monumentalna budowla zrobiła na mnie ogromne wrażenie, choć wielkim dziełem sztuki nie była. Poza stupą Nakhon Pathom słynie z najlepszego na świecie ryżu na słodko gotowanego na mleku z kokosa i sprzedawanego w kawałku bambusa. Zanim zostanie on włożony do wnętrza bambusa jest jeszcze zawijany w jakieś liście. Przy zakupie bambusowe opakowanie jest rozrąbywane dużym tasakiem, a powstałe w ten sposób połówki mogą służyć za talerze. Ryż dostępny był w dwóch odmianach: jasnej i ciemnej.
O godzinie 20.00 wyjechaliśmy nocnym pociągiem do Surat Thani. Na miejsce dotarliśmy o 7 rano. Ze stacji kolejowej do centrum było jeszcze 14 kilometrów. Chociaż przy samej stacji było wiele firm oferujących przejazd i pobyt na wyspach to ceny były astronomiczne. Przybyszów kusiły pięknie pomalowane, nowoczesne autokary i kolorowe foldery. Nie daliśmy się zwieść i pojechaliśmy zwykłym autobusem do centrum Surat Thani za 86 bathów. Z centrum było jeszcze 5 kilometrów do przystani promowej. Pokonaliśmy je tuk-tukiem. Z przystani w Surat Thani prom na Ko Samui kosztował 150 a na Ko Phangan, które było celem naszej wyprawy na południe, aż 195 bathów. Z uwagi na ceny pojechaliśmy stopem do Don Sak, a mieliśmy sporo szczęścia bo w tym nieziemskim upale złapaliśmy piękne, klimatyzowane Volvo, którym dotarliśmy na samą przystań. Prom na Ko Samui kosztował tu tylko 45 bathów. Był to wielki, kilkupoziomowy prom samochodowy. Już z przystani widać było wyspę Ko Samui. Oprócz niej morze usiane było licznymi malutkimi wysepkami. Niestety niebo tego dnia było zachmurzone i nawet trochę padało. Po krótkim rejsie dotarliśmy do przystani Thong Yong na południowym skraju Ko Samui. Z Thong Yong pojechaliśmy na przystań Na Thon. Tam prom na Ko Phangan kosztował 95 bathów więc pojechaliśmy stopem na Big Budda Beach. Tu cena była najniższa, tylko 80 bathów. Nad plażą Big Budda Beach jak sama nazwa wskazuje górował wielki złocisty posąg siedzącego Buddy. W miarę jak nasz mały statek oddalał się od brzegów Ko Samui posąg błyszczał w świetle południowego słońca, które wyszło po wcześniejszych chwilach deszczu.
Na Ko Phangan zatrzymaliśmy się w ośrodku S.P. Resort w wiosce Ban Kai, do której dotarliśmy pick-upem. Za drewniany Bungalow bez łazienki zapłaciłem 50 bathów za dobę. Za murowany z łazienką trzeba było zabulić 150 bathów. Właśnie tu postanowiliśmy przez tydzień leżeć na plaży, opalać się i pływać odpoczywając po trudach ponad miesięcznego podróżowania. Wybraliśmy wschodnie wybrzeże Tajlandii ponieważ monsun przychodzi tu później i mieliśmy nadzieję na kilka słonecznych dni. Cały następny dzień spędziliśmy w ośrodku. Aż do samego południa leżałem w hamaku rozwieszonym na ganku mojego domku i gapiłem się w zasnute chmurami morze. Jak na strefę okołorównikową to było nawet chłodno i musiałem siedzieć w bluzie. Później się trochę rozjaśniło, ale tylko nieliczne promienie słońca przebijały się przez gęste liście palm kokosowych. Na plaży podobnie jak w ośrodku prawie nikogo nie było.
W naszym resorcie była bardzo dobra kuchnia. Na posiłki można było zamówić różnorodne potrawy, w tym wiele z łowionych tuż przy brzegu owoców morza. Hitem deserów były różne shake’i.
Po obiedzie i banana shake’u wyprałem swoją poszwę na kołdrę, która podczas podróży robiła mi za śpiwór, i rozwiesiłem ją przy bungalowie. Po paru godzinach była już sucha i wieczorem mogłem ją rozłożyć pod moskitierą, która wisiała nad moim wyrem. Moskitiera chroniła mnie nie tylko przed owadami, ale i przed szczurami, które beztrosko hasały sobie po wszystkich drewnianych bungalowach. Gdy tylko zasnąłem coś uharatało mnie w palca u nogi. Myślałem ,że mnie szczur ugryzł, ale żadnego nie znalazłem. Nie miałem żadnego znaku więc poszedłem spać.
Następnego dnia była ładna pogoda, więc poszliśmy zwiedzić wyspę. Poszliśmy drogą na południowo-wschodni kraniec wyspy, gdzie przypłynęliśmy dwa dni wcześniej. Droga wiodła po nadbrzeżnych wzgórzach, z których rozciągały się piękne widoki na plaże, morze i liczne wyspy i wysepki. Po drodze zrobiliśmy mnóstwo zdjęć. Doszliśmy, aż do Haadrin gdzie znajdowała się piękna piaszczysta plaża. W całym miasteczku było wiele ośrodków wypoczynkowych i małych restauracyjek. Cała miejscowość chroniona była przed nadmiarem słońca przez liczne palmy. Ruch o tej porze roku był niewielki przez co i ceny były niższe niż w szczycie sezonu. Po powrocie do naszego resortu poszliśmy na plaże, ale liczne fragmenty oderwane od rafy koralowej wbijały się w stopy i znacznie utrudniały poruszanie się. Olimpii wbił się w nogę kilkucentymetrowy kolec jeżowca lub innego dziwactwa. Operacja jego wyciągania trwała około pół godziny i zakończyła się sukcesem.
Wieczorem nad wyspę napłynęły czarne chmury i zaczęło okrutnie lać. Tak jak i w inne dni naszej wyprawy monsun dał o sobie znać. Cały następny dzień niebo było zachmurzone. Nie przeszkadzało nam to trochę popływać w ciepłych wodach Zatoki Tajlandzkiej. Po obiedzie poszedłem do najbliższej miejscowości na zakupy. Po całej wyspie szalały stada ujadających psów, które czasem napędzały mi trochę strachu. W całej Tajlandii jest to rzeczywiście plaga nękająca włóczących się turystów.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  5  6  7  8  [9]  10  11  12  13  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]