podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Armenia'2003
reklama
Piotr Bułacz
zmień font:
Armenia'2003
artykuł czytany 6619 razy
Spotkaliśmy później rodzinę Ljowy - żonę lekarkę i dwie nastoletnie córy. Dalej zwiedzaliśmy już wspólnie. Kolejnym kościółkiem stojącym na blokowym podwórku był Katoghike z XII wieku - bodajże najstarszy w mieście. Aż dziwne, że nie został przeniesiony. Malutki kościółek dziwnie wygląda wśród wysokich bloków.
W ramach rewanżu zaprosiliśmy całą rodzinkę na lody. Spacerując dalej po parkach Erewania doszliśmy do nowej, ogromnej katedry Grzegorza Iluminatora, założyciela kościoła ormiańskiego. Armenia jako pierwsze państwo świata przyjęła w 301 roku chrześcijaństwo jako religię obowiązującą.
Oglądaliśmy pomniki, słuchaliśmy o wielkich Ormianach i czas mijał bardzo szybko. Historia okazała się być hobby naszego przewodnika. Nawet z historii Polski znał sporo faktów. Słońce zaczęło chować się za horyzontem, a Ljowa zabrał nas jeszcze na Tsitsenakabert. Mogliśmy spojrzeć z góry na miasto i dwie święte góry Ormian - Aragat i leżący aktualnie na terytorium Turcji Ararat. Swego czasu Turcy protestowali przeciwko umieszczeniu tej góry w herbie Armenii. Odpowiedź Ormian była prosta - dlaczego Turcy mają w herbie księżyc? Wzgórze poświęcone jest masakrze Ormian z 1915 roku i każdego roku 24 czerwca przybywają tu tłumy z całego świata by oddać hołd swoim ziomkom pomordowanym przez Turków. Oficjalni goście sadzą na wzgórzu choinki - znaleźliśmy nawet polskie akcenty. W 2001 roku swoje choinki posadzili tu Jan Paweł II i Aleksander Kwaśniewski.
Gdy myśleliśmy, że dzień dobiegł końca Ljowa najpierw zaprowadził nas na skałki z widokiem na piękny wąwóz, w którym o tej porze rozbrzmiewała muzyka i błyskały świata w licznych lokalach pełnych bawiących si Ormian. Podobno domów publicznych jest tam również sporo. My jednak pojechaliśmy do centrum, gdzie nasz przyjaciel zaprosił nas jeszcze na kolację do wspaniałej tradycyjnej, ormiańskiej restauracji. Stół się uginał. Mnóstwo wyśmienitych przystawek, pyszne sałatki, dania główne, znakomite wino Vernaszen, a do tego śpiew i taniec na żywo kapeli w strojach ludowych. Szkoda, że pojemność żołądka jest w moim przypadku dość ograniczona.

Garni i Geghard

Z trudem dotarliśmy poprzedniego dnia do mieszkania późną nocą i z jeszcze większym trudem przyszło ranne wstawanie. Na szczęście dworzec mieliśmy dość blisko i dużo stąd autobusów. Zapytaliśmy o drogę do Garni. Żadne bezpośrednie jednak tam nie jechał. Wsiedliśmy zgodnie z zaleceniami tubylców do żółtego autobusu 113, który w żółwim tempie przejechał przez cały Erewań. W końcu kierowca wskazał nam miejsce skąd odjeżdżały marszrutki do Garni. Busik na parkingu stał, ale przechodnie powiedzieli nam, że odjeżdża za 1,5 godziny. Poszliśmy zatem kupić coś do zjedzenia. Gdy kupowaliśmy bułeczki gościu obok sprzedawcy zagadał do nas po polsku. Okazało się, że jak wielu Ormian handlował w Polsce ponad 2 lata. Gdy zaczęliśmy dyskutować, stwierdził, że ma wolne popołudnie i może nas zawieź swoją Niwą do Garni i klasztoru Geghard. Czekając na niego obejrzeliśmy jeszcze Abovian. Małe miasteczko, do którego jak się okazało dojechaliśmy. Syn Griszy pokazał nam hotel, pomnik, urząd miasta i pocztę oraz miłą knajpkę. Małe miasteczko powstało przy ogromnej fabryce w czasach ZSRR i jeszcze nie zdążyło się rozsypać po zamknięciu zakładu. Nawet przyjemnie się spacerowało, ale jak się żyje trudno powiedzieć.
Zatankowaliśmy trochę paliwa i po górskich drogach o kiepskiej nawierzchni pojechaliśmy do Garni. Dziwne, że łady żiguli dają sobie radę na takiej drodze. My na szczęście jechaliśmy jak goście terenówką. W Garni zaraz poszliśmy obejrzeć odrestaurowane ruiny zaraostriańskiej świątyni przypominającej raczej budowle greckie. Reszta budowli to aktualnie jedynie fundamenty. Zaoszczędziliśmy na biletach - Grisza naopowiadał, że my z Białorusi - zamiast 1000 tylko 250 dram. Świątynia stoi nad pięknym urwiskiem, a widokami na płynącą dołem rzeczkę można się zachwycić.
Kolejnym punktem programu była świątynia Geghard. Po drodze jeszcze spotkaliśmy linoskoczków, którzy blokują drogę i spacerując po linie nie przepuszczają samochodu, jeśli nie dostaną kasy.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  4  5  6  7  8  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]