Nie zawsze góry milczą - Dżabal Musa
artykuł czytany
1037
razy
Pewnego wiosennego ranka utkanego z dywanów mgieł przy melodycznym pełnym radości koncercie ptaków różnorodnych ruszamy do największego bazaru świata, czyli Egiptu na spotkanie z Dżabal Musa, świętą górą Mojżesza. Lotnisko w Kairze wita nas typowym arabskim świtem i okrzykami naganiaczy oferujących najlepsze i najtańsze taksówki.
- as-salam, as-salam alejkum, sajjarat udżra.
- la szukran wypowiedziane stanowczo kończy zaczepkę.
Rozklekotanym autobusem pamiętającym pewnie czasy zamierzchłej wojny izraelsko arabskiej z 1967 roku przez tunel Achmeda Mahdi zmierzamy w kierunku Synaju wkraczając w inny pejzażowo i mentalnie świat. Gdzieś w oddali pozostają jak zapomnienie zielone i płaskie krajobrazy Nilu. Surowe i skaliste obrazy Synaju zdumiewają i zarazem zachwycają. Świat nagle staje się, jednobarwny ale nie monotonny. Piasek, góry, ciekawa struktura skał i nieskazitelnie błękitne niebo, pozbawione chmur, palące słońce i ten bezruch powietrza sprawia wrażenie statycznego obrazu, kadru nieruchomego, w którym czas nie istnieje...
- Świat się zatrzymał, jesteśmy w innej czasoprzestrzeni i czasookresie? - Zastanawiam się, a głowa od tej porażającej temperatury staje się ciężka, pracuje na innej częstotliwości EEG. Tylko sporadyczny ruch pojazdów opancerzonych i poruszające się sylwetki ludzi w bazach wojskowych mówią, że i tu toczy się życie realne, pewnie pełne problemów i waśni tylko, że w innej skali może nie globalnej, a bardziej prozaicznej etnicznej. Mijamy od czasu do czasu wojskowe posterunki kontroli drogowej, takie tymczasowe wyspy na bezludnych terenach składające się z blaszanych kontenerów podłej jakości, beczki mętnej wody, a to wszystko o otoczone jest niezliczoną ilością zużytych opon samochodowych wśród których wystają lufy uniwersalnych kałasznikowów.
- Czyżby kałasznikowy łączyły świat? – Zastanawiam się gorączkowo, bowiem na każdym kontynencie spotykam tę broń. Reguła jest bardzo prosta - gdy większy i represyjny reżim tym więcej kałasznikowów. Na szczęście kontrole przebiegają sprawnie i krótko, żołnierze są uprzejmi i grzeczni.
Taki oto widzę Synaj niezbyt daleki o moich wyobrażeń. Właśnie tędy Wielki ciałem a przede wszystkim duchem Mojżesz prowadził Izraelitów do Ziemi Obiecanej okazując hart i słabości małego człowieka lękającego się i drżącego, świadomego misji, którą wypełnia. Tutaj możesz jeszcze ujrzeć ślady wędrówek niezliczonych armii wiodących szlakami podbojów. Tutejsza ziemia tak mocno spalona słońcem nadal kryje tajemnice burzliwych czasów minionych czekające na swoich odkrywców.
Nieopodal Góry Mojżesza zatrzymujemy się w schronisku. Nadchodzi noc. Nie jest to spokojna noc. Emocje biorą górę. Mamy wyruszać o drugiej po północy.. Sen nie przychodzi. Wychodzę na zewnątrz. Rozgwieżdżone niebo milczy tak jak góry wokół. Cisza przerywana tylko majestatycznymi kolistymi ruchami owadów. Wielkie owady poruszają się dostojnie w mdłym świetle lampy. To one znamionują życie. Zapalam papierosa, stoję nieruchomo. Patrzę w niebo. Nawet gwiazda nie mrugnie przyjaźnie.
- Co na ta noc przyniesie ? Jakie będzie spotkanie z Dżabal Musa? Zastanawiam się i nie mam odpowiedzi.
Cicha noc, święta noc jak w najcudowniejszej kolędzie świata Grubera. Jeno śniegu brak, jeno mrozu brak. Po niebie nie suną już sanie. Zamilkł gdzieś dźwięk dzwoneczków, a wiatr odwieczny towarzysz gór poszedł smacznie spać.
Ruszamy powoli. Nawet bez czołówki można się obyć. Idziemy Abbas Buga, drogą niezwykle łatwą. Nad nami niebo niemy świadek historii tych ziem, niczym łan dorodnej złotej pszenicy błyszczy kłosami, gwiazdami zawieszonymi tak nisko, niemal na wyciągnięcie dłoni. Cicha noc, święta noc i księga gwiazd jest święta. Każdy w niej może coś innego wyczytać. Czytam z mojej księgi gwiazd swoją radość spełnienia, tajemnicę istnienia i otrzymany dar fascynacji światem tak różnorodnym. Wierzę w to, że nigdy nie będę czytał tylko jednej strony tej księgi.
Spokojnie trawersujemy zbocze góry Rash-es-Safsafah. Wsłuchujemy się w cichą muzykę gór. Ponad wąwozem ed-Deir dochodzimy do wiszącej Doliny Eliasza. Potem dość stromą ścieżką wydeptaną przez pielgrzymów dochodzimy wolno do szczytu Góry Mojżesza. Patrzę w dół. Na drodze pielgrzymkowej widzę sznur migotających światełek, które niczym perły z Morza Czerwonego lśnią jak najpiękniejsza kolia świata. W oddali widać małe punkciki to poruszające się wielbłądy, osiołki. Słychać nawoływania dżamal, dżamal. Ta autostrada tętni życiem. Każdy środek jest dobry o ile prowadzi do celu.
Przeczytaj podobne artykuły