podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Paryż XXI wieku
reklama
Mirosław Naleziński
zmień font:
Paryż XXI wieku
artykuł czytany 3715 razy
Wspaniała wycieczka do Paryża na początku maja ostatniego roku dwudziestego wieku. Pozostało raptem kilka miesięcy do magicznego XXI wieku. Przed powrotem do ojczyzny, na deser - wizyta w Dzielnicy Obrońców (la Defense), zwanej właśnie Dzielnicą XXI Wieku.
Po nowoczesnej betonowej ścianie wspina się człowiek-pająk ryzykując życiem dla sławy. Ceny w sklepach - wiadomo, Europa - podawane we frankach i w europach (albo euro, jak kto woli), choć nikt z klientów jeszcze ich nie ma i nawet nie widział... Cóż zrobić, gdy braknie franków? Nie ma sprawy - idziemy do nowoczesnej poczty tej najnowocześniejszej paryskiej dzielnicy i wymieniamy (no, może jeszcze nie złotówki ogłoszone u nas jako wymienialne, gdyż Francuzi nie zwykli czytać polskich gazet) światowe dolary.
Choć drugi maja był pierwszym dniem roboczym po dość długim wypoczynku, z trzech siedzisk były czynne dwa (nie przewidziano, że klientów będzie znacznie więcej niż w zwykłym dniu), stąd długa kolejka. Piszę siedziska, jako że nie były to okienka (stoiska), ale eleganckie stoliki (stoliska?), tylko kawy nie podają...
Mam studolarówkę, ale na franki chcę wymienić połowę, zaś resztę otrzymać w dolarach. Pan mówi OK, co ma oznaczać nie ma problemu. Dla niego może nie ma, ale po mojej stronie stolika zaczynają się one piętrzyć (niestety nie franki, lecz właśnie problemy). Na początek bierze zielone i wychodzi na zaplecze. Po minutce wraca, prawdopodobnie z tym samym banknotem i prosi o paszport (może wykrył fałszerstwo?), co powoduje pierwszy (a przecież nie ostatni) wytrzeszcz mego narządu wzroku połączony z palpitacją równie ważnego organu, jako że ów dokument miał być potrzebny - jak mnie zapewniano - jedynie do przejechania granicy polsko-niemieckiej i mogłem o nim zapomnieć na okres wycieczki w granicach UE. Dobrze, że nie zapomniałem, gdyż straciłbym kolejkowe pół godziny oraz szansę na wymianę waluty amerykańskiej na europejską. Kładę zatem niezbędną na francuskiej poczcie książeczkę (świeżutka, wystawiona kilka dni wcześniej, choć poprzednia była ważna do czerwca; takie ponoć przepisy, że dziesięcioletni paszport ma ważność 9 i pół roku...). Myślę, że tylko do wglądu. Jednak nie po to skomputeryzowali pocztę, by tylko porównać facjatę klienta (już w końcu sprzed żelaznej kurtyny) z jego zdjęciem, zatem rozpoczyna się żmudne przepisywanie słowiańskich personaliów, co przypomina scenkę z Jak rozpętałem II wojnę światow (też komedia...). Postęp jest widoczny: maszynę z wałkiem zastąpiła nowoczesna klawiatura z monitorem, jednak i tu typowo polskich czcionek także nie uświadczysz. Z adresową rubryką był spory kłopot - chciał nazwę hotelu. Ponieważ podczas tego przesłuchania (za porównanie przepraszam weteranów z lat 1939-1956) dokładna nazwa wyleciała mi z pamięci, a ponadto kilka godzin wcześniej opuściłem ów miły przybytek (nie było to już moje miejsce zamieszkania), przeto poszliśmy na kompromis - ja uprzejmie nie podałem swego polskiego miejsca zamieszkania (przyjął to z wdzięcznością, wszak dopiero co przebrnął przez francuskie trudy z polskimi personaliami dające mu przedsmak zbliżającego się koszmaru...), a onże w zamian wpisał dyplomatycznie i krótko brzmiącą nazwę Pologne. Obaj byliśmy wyraźnie zadowoleni.
I to był koniec naszej polsko-francuskiej zgody: na rachunku widzę kwotę niemal 700 franków, co oznacza, że wymienia mi ów dżentelmen całą kwotę. Tłumaczę, że only fifty dollars to exchange and fifty dollars for me. Kiwa głową i... wypłaca całą kwotę. Po dłuższym wyjaśnianiu zorientował się o co chodzi trójmiejskiemu maruderowi. Prawdopodobnie spotkał się po raz pierwszy z takim dziwacznym życzeniem, zatem udaje się do koleżanki (może kierowniczka?) na konsultacje. Wraca i rozkłada ręce, co ma oznaczać ni mniej ni więcej wszystko albo nic.
Nie chcąc tracić reszty ostatniego dnia pobytu w pięknym Paryżu, zrezygnowanym tonem przystaję na propozycję nie do odrzucenia. Od razu widać, że pan jest na dniówce a nie na akordzie - siłą inercji przekreśla pierwszy rachunek, mimo aktywnej próby powstrzymania jego długopisu. Dzielnie (bo nie zna) znosi moją łacinę (kuchenną) oraz pomruk połączony z przestępowaniem z nogi na nogę w dwójnasób wydłużonej kolejki. Jak przystało na sumiennego pracownika państwowej poczty, zaczyna spokojnie (albo program tego nie przewidział albo roztargnienie wzięło górę) swemi urzędniczemi palcyma miarowo wstukiwać wszystkie moje dane. Ponownie, czyli od samego początku...
Zatem jesteśmy w punkcie wyjścia i wspólnie (jeśli tylko losy kata i ofiary mogą być wspólne...) zmagamy się z francuską biurokracją. Z numerem paszportu poszło najszybciej, choć na wydruku wkradł był się błąd, ale nic nie mówię - jeszcze będzie molestował klawiaturę po raz trzeci...
Nawet polubiłem tego faceta: dzięki niemu zmieniłem zdanie o naszych opieszałych urzędasach, z którymi szarpiemy się całe socjalistyczno-kapitalistyczne życie na naszej polskiej ziemi, klnąc ich i stawiając im za wzór urzędników z cywilizowanej Europy. Jednak widzę także różnice - on uśmiechając się przepracował ze mną za przyzwoite (państwowe) pieniądze kilkanaście minut i jest bliżej radosnego fajrantu, ja zaś straciłem nie tylko tyleż samo czasu z urlopu oraz z wycieczki, za którą zapłaciłem równie przyzwoite (jednak prywatne) pieniądze, ale także i sporo nerwów, że o stratach na przeliczaniu walut nie wspomnę...
Strona:  [1]  2  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
Francja (euro) 1 EUR =  4,61 PLN
[Źródło: aktualny kurs NBP]