podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Krym 2002
reklama
Piotr Bułacz
zmień font:
Krym 2002
artykuł czytany 3200 razy
Wyjazd na Krym planowałem już w ubiegłym roku, ale dopiero teraz udało się zrealizować plany. Przy poprzedniej wizycie na Ukrainie zakupiłem już bilety relacji Lwów - Symferopol dla 4 osób, a jeszcze dodatkowo zdecydował się pojechać z nami Olek. W piątek po pracy wyjechaliśmy samochodem do Krakowa.
W Krakowie okazało się jednak, że brak biletów na bezpośredni autobus do Lwowa. Lekko wystraszeni czy zdążymy na nasz pociąg zaczęliśmy kombinować co robić dalej. Dojechaliśmy zatem pospiesznym pociągiem do Przemyśla, gdzie od 22 dworzec był już zamknięty i po pokonaniu torów kolejowych doszliśmy do dworca autobusowego, gdzie wsiedliśmy do pierwszego autobusu na Ukrainę do.... Stryja. Okazało się, że był to dobry pomysł i o 5 rano jechaliśmy pociągiem do Lwowa w wagonie znanej mi już kategorii czwartej za jedyne 2,95 hrywny.
We Lwowie byliśmy 4 godziny przed odjazdem naszego pociągu, więc zdecydowaliśmy się na odrobinę zwiedzania. Zajrzeliśmy do katedry, pospacerowaliśmy po znanych mi już nieco zaułkach i w końcu obejrzeliśmy defiladę z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. Czas minął szybko i musieliśmy wracać na dworzec. My mieliśmy nasz przedział "kupiejny" dla siebie a Olkowi bez problemów udało się załatwić podobny z innymi Polakami bez biletów u kierownika pociągu. Najdziwniejsze, że biletów na pociąg w kasie nie ma od kilku dni, a wolnych miejsc w pociągu prawie połowa.
Podróż trochę dłużyła się - 30 godzin w przedziale to nie mało, ale nawet najmłodszy uczestnik - Krzyś dzielnie znosił trudy jazdy. Zgodnie z wywieszonym rozkładem wiedzieliśmy, na których stacjach pociąg zatrzymuje się dłużej i mogliśmy wyjść rozprostować kości i zakupić piwko. Mieszkający przy stacjach ludzi doskonale znają rozkłady jazdy pociągów i często oferują podróżnym napoje oraz jedzenie - nawet gotowe porcje obiadowe.
Około 15.00 w niedzielę wysiadaliśmy na dworcu w Symferopolu przezornie i jak się później okazało niepotrzebnie zakupiliśmy bilety na podróż powrotną. Następnie wsiedliśmy do autobusu do Sewastopola - pierwszego przystanku na naszej trasie. Bilet za 8 HRN. Po 2 godzinach dojechaliśmy na dworzec autobusowy i zamiast oczekiwanego przez nas tłumu oferujących kwatery znaleźliśmy 4 babki, które proponowały nam różne mieszkania. Dworzec znajduje się dość daleko od centrum, a kwatera którą wybraliśmy była jeszcze dalej i to z drugiej strony miasta. Za 60 HRN od dnia wynajęliśmy w miarę przyzwoite mieszkanko z ogrodem pełnym winogron - czarnych i słodziutkich. Warunki nie były rewelacyjne, ale mieliśmy dwa pokoje, kuchnie, lodówkę, kuchenkę gazową i prysznic na..... dworze. Dobrze, że jest tu dużo słońca, gdyż woda pod prysznicem właśnie od słońca miała się nagrzewać. Jedynie Krzyś kąpał się codziennie w miednicy i gorącej wodzie. Miła gospodyni dała nam klucze, pokazała gdzie są sklepy i więcej już nigdy jej nie zobaczyliśmy. Wybraliśmy się jeszcze na najbliższą plażę, ale nie dość, że była bardzo daleko to okazała się być beznadziejna. Brudny piach i betonowe okolice :(((. Kąpiel zatem odłożyliśmy na później tym bardziej, że zaczęło się już robić ciemno.
Następnego dnia, gdy reszta jeszcze spała, poszliśmy z Krzysiem na zakupy. Sklepów w okolicy w bród, a zaopatrzenie nienajgorsze. Za 18 HRN kupiłem pieczywo masło, 30 jaj, 2 kg pomidorów i 2 kg cebuli. Na śniadanie była zatem jajecznica - przeceniłem możliwości ekipy - jaj zostało jeszcze na drugi dzień. Trolejbusem pojechaliśmy do centrum miasta w poszukiwaniu plaży spragnieni kąpieli w morzu. W samym centrum odnaleźliśmy bez problemu Cristal Beach i okazało się, że to kawałek wybetonowanego wybrzeża. Co było robić - po drabinkach weszliśmy do ciepłego Morza Czarnego po raz pierwszy. Dużym plusem plaży były nieduże fale i możliwość skakania do wody z brzegu - od razu było głęboko. Ale opalać musieliśmy się na betonie zbyt leniwi by szukać innej plaży. Gdy zgłodnieliśmy Maciek zaproponował by do centrum na obiad wrócić "na skróty" obok pomnika żołnierzy radzieckich, górującego nad wybrzeżem. Po godzinie łażenia wśród wysypisk śmieci i obok rosyjskich koszar dotarliśmy do linii trolejbusowej i znaną nam już 10 dojechaliśmy do centrum. Za piersi z kurczaka z frytkami, surówką i piwkiem zapłaciliśmy prawie 20 HRN. Rozleniwieni, z pełnymi brzuchami wróciliśmy na pobliską krystaliczną plażę i po odpoczynku jeszcze popływaliśmy. Gdy większość leniuchów zdecydowała się spędzić resztę dnia na plaży, ja i Krzyś poszliśmy zwiedzić trochę miasta. Doszliśmy na wzgórze przy zatoce, gdzie obejrzeliśmy Wieżę Wiatrów, która okazała się być wieżyczką zaledwie i cerkiew Włodzimierza gdzie właśnie trwa remont i jest nieczynne muzeum. Wśród ślicznych klasycystycznych willi doszliśmy na przystanek i pojechaliśmy na kwaterę.
Ponownie nie czekając na śpiących leniuchów zjedliśmy śniadanko. Poszliśmy potem we dwójkę zwiedzić Chersonez - ruiny greckiego miasta z czasów jeszcze starożytnych. Przy kasie nauczyłem się jednego nie wolno za dużo mówić - "innostańcy" płacą dużo więcej. Niestety tym razem wygadałem się, że jestem z Polski i kupiłem bilet za 10 HRN - na teren całego parku - muzea, ruiny i plaża. Najpierw zajrzeliśmy do muzeów - antycznego i średniowiecznego ze zbiorami wykopalisk i makietami okolicy. Obok muzeum znajduje się cerkiew Włodzimierza, a za nią tereny wykopalisk z zachowanymi kilkoma kolumnami i dzwonem pokazywanym często na zdjęciach z Chersonez. Za kolumnami znajdowała się rewelacyjna, kamienista plaża z czyściutką wodą i nielicznymi turystami. Dla samej plaży warto tu zajrzeć :)). Po powrocie na kwaterę zebraliśmy całą ekipę i pojechaliśmy do centrum. Tu udało mi się namówić wszystkich na wycieczkę morską. Po spożyciu blinów ( naleśników ) za 2,50 HRN wsiedliśmy do mikrobusa, który zawiózł nas do Bałakławy. Cała wycieczka kosztowała nas 40 HRN od głowy, ale mieliśmy zapłacony w tym transport, 3 godzinny rejs i zwiedzanie ruin twierdzy genueńskiej z przewodnikiem. Jedyny problem to fakt, że przewodniczka nadawała po rosyjsku. Ponieważ było nas dość sporo, wycieczkę podzielono - my w szóstkę dostaliśmy małą łódkę z kapitanem Saszą, a Rosjanie popłynęli drugą nieco większą. Najpierw opłynęliśmy zatokę, gdzie nie tak dawno jeszcze tłoczno było od radzieckich łodzi podwodnych. Ponieważ zatoka ma kilkadziesiąt metrów głębokości wpływały one bez wynurzenia do podziemnego miasta w bałakawskim wzgórzu z suchymi dokami do remontu łodzi. Niestety po upadku ZSRR całe wyposażenie podziemnego miasta zostało rozkradzione. My mogliśmy jedynie obejrzeć stojący na powierzchni nieduży i nieźle przerdzewiały okręt podwodny. Obok znajdujących się na wzgórzu ruin twierdzy genueńskiej wypłynęliśmy na otwarte morze. Podziwiając nadmorskie skały dochodzące do 300m wysokości mijaliśmy stateczki dowożące turystów do maleńkich plaż, do których dostęp jest tylko od strony morza. My płynęliśmy dalej, aż do skalnych grot. Najpierw wpłynęliśmy do wąskiej i dość długiej groty, gdzie nawet Krzyś został wrzucony do wody i bez odrobiny strachu wpłynął w swoich pomarańczowych mankiecikach. Następnie dopłynęliśmy wpław do znacznie mniejszej, która okazała się być główną atrakcją. Okazało się, że po przepłynięciu przez podwodny otwór w skale dostać się można do groty znajdującej się wewnątrz skały. Wrażenia były niesamowite. Uznałem, że Krzyś też musi to zobaczyć. Wróciłem więc po niego i bez większych problemów wykorzystując nieco zmieniający się poziom wody przepłynęliśmy wspólnie do podwodnej jaskini. Był nieco wystraszony, ale zachwycony jak i ja. Po powrocie do miasteczka dowiedzieliśmy się sporo o jego historii - głównie o wojnie krymskiej i grabieżnych Anglikach oraz o parowcu Czarny Książe, który zatonął u wybrzeży wyładowany rzekomo złotem dla angielskich żołnierzy. Po 100 latach poszukiwań japończycy odnaleźli 7 złotych monet i to były chyba wszystkie jakie znajdowały się na okręcie. Na koniec wycieczki jako nieliczni wspięliśmy się jeszcze na szczyt z ruinami twierdzy - szkoda tylko, że słońce zdążyło się już schować za horyzont.
Strona:  [1]  2  3  4  5  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
Ukraina (hrywna) 1 UAH =  13 groszy
[Źródło: aktualny kurs NBP]