podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Azerbejdżan'2003
reklama
Piotr Bułacz
zmień font:
Azerbejdżan'2003
artykuł czytany 2525 razy
Pobudka była według czasu polskiego. Jeszcze nie do końca przyzwyczailiśmy się, że tu zegarki są przesunięte o trzy godziny do przodu. Wstaliśmy zatem o 10. W końcu byliśmy na wakacjach. Pierwszą sprawą, którą mieliśmy do załatwienia były wizy gruzińskie. Wprawdzie można je podobno dostać na granicy azersko-gruzińskiej, ale tylko w Krasnym Moście, a my chcieliśmy wjechać do Gruzji bardziej na północy. Ambasada została niedawno przeniesiona i aktualnie znajduje się na Starym Mieście niedaleko "Wieży Dziewiczej". Bez żadnych problemów dostaliśmy formularze wizowe, konsul osobiście przedstawił nam cennik zależny od okresu i faktu czy wiza ma być jedno- czy wielokrotna. Wybraliśmy oczywiście najtańszą, chociaż wcale taka tania nie była - 70 USD za dwa tygodnie. Ciekawe czy takie wydatki zawdzięczamy naszemu MSZ? Umówiliśmy się po odbiór paszportów około 13 i poszliśmy spacerować po ciasnych urokliwych uliczkach Starego Miasta. Doszliśmy do piętnastowiecznego Pałacu Szacha średniowiecznego państwa Shirvan. Wstęp 5000man. Obejrzeliśmy meczet, dziedziniec, grobowce, a resztę obejrzymy następnym razem. Teraz trwają tu intensywne prace renowacyjne z funduszów UNESCO. Za rok ma być zrobione.
W odróżnieniu od Starego Miasta ulice dzielnicy Boom Town pełne są hałasujących samochodów. Warto jednak przejść się tu i pooglądać kamienice. Doszliśmy aż do dworca kolejowego. Obejrzeliśmy nieczynny stary dworzec oraz stojący obok nowy i trzeba było wracać po wizy. Po drodze jeszcze daliśmy się wciągnąć do sklepiku z dywanami. Niestety pomimo doskonałej komunikacji ze sprzedającym - mówił płynnie po angielsku - nie udało się wytargować okazyjnych cen. Trochę szkoda, bo dywaniki były śliczne, ale z drugiej strony trzeba byłoby nosić je na plecach przez resztę wyprawy. Kupiłem jedynie ozdobny nożyk na ścianę do domu za 10 USD. Paszporty były gotowe punktualnie.
W pobliżu dworca wsiedliśmy do marszrutki 84 by dojechać do Suraxani. Znajduje się tam podobno jedna z pierwszych ze świątyń zoroastriańskich ze świętym wiecznym ogniem. Razem z nami jechały 3 Koreanki i wesoły autobus Azerów, mających radochę z prób nawiązywania rozmowy przez jedną z Koreanek. My zaprzyjaźniliśmy się z trójką szesnastoletnich chłopaków, którzy postanowili zostać naszymi przewodnikami. Zaprowadzili nas do Ateshgah - świątyni z VI wieku. Dzisiejsze zabudowania datowane są jednak na XVIII wiek. Ale święty ogień palił się tu już 1500 lat temu. Zoroastrianie przybyli tu z Indii i budowali świątynie w miejscach gdzie z ziemi wydobywał się gaz, po zapaleniu którego ogień palił się wiecznie. Okazało się że miał się palić wiecznie. Intensywna eksploatacja gazu doprowadziła do znacznego obniżenia się jego pokładów i wieczny ogień zgasł. Teraz pali się gaz z rurociągu. Chłopaki chodzili z nami po komnatach wypełnionych śmiesznymi figurami przedstawiającymi czcicieli ognia. Obeszliśmy również mury po dachach, a przy pożegnaniu chciałem dać miłym Azerom przynajmniej na piwo, ale stwierdzili, że jesteśmy gośćmi w ich kraju i pieniędzy od nas nie wezmą.
Postanowiliśmy jeszcze obejrzeć Baku z morza i wypłynęliśmy stateczkiem na półgodzinny rejs za jedyne 2000man. Na koniec dnia sprawdziliśmy jeszcze pocztę i odebrałem prośbę z Polski o sprawdzenie połączeń promowych do Turkmenistanu. Do przystani promowej miałem niedaleko. Urządziłem więc sobie mały spacer. Na pytanie o prom do Turkmenistanu usłyszałem, że dzisiaj jest. "A jutro" zapytałem nieśmiało. "Przyjdź jutro, na razie nie wiadomo" Okazuje się, że nie ma rozkładu jady. Promy płyną jak płyną, trzeba się dowiadywać na bieżąco.
W hotelu niespodzianka. Brak wody. Ania była zła. Ja poszedłem spać bez żadnej złości, w końcu na ósmym piętrze może zabraknąć czasem wody. Pobudka radosna. Jest woda w kranie. Zebraliśmy się szybko i około 7 byliśmy w drodze na dworzec. Tu to jeszcze prawie noc. Dojechaliśmy na stację 20 stycznia i zapakowaliśmy się do marszrutki do Qebele za 15000man. Plecaki przywiązano na dachu i całą drogę słyszeliśmy walące w dach paski. Krajobraz ponownie początkowo pustynny jak w Maroku. Bardzo szybko jednak gdy ujrzeliśmy na horyzoncie góry, wzdłuż których jechaliśmy, wszędzie pojawiło się mnóstwo zieleni. Prawdopodobnie spływające z ośnieżonych szczytów Kaukazu rzeki nawadniają obficie glebę.

Lazy-Qebele-Saki

Dziurawą drogą, trochę podsypiając dojechaliśmy do Qebele. Tu od razu dowiedzieliśmy się, że autobus do Lazy opisywany w przewodniku nie kursuje już od dawna. Myśleliśmy aby zostawić plecaki w Qebele, ale w końcu stwierdziliśmy, że może przenocujemy przy górach. Początkowo kierowca pięknego łaza żądał 30000man za podwiezienie 8 km, ale w końcu ustaliliśmy, że dostanie 30000 jeśli przywiezie nas nazajutrz z powrotem. Jadąc po "drodze" do Lazy mijaliśmy łady żiguli i byłem coraz bardziej pełen podziwu dla tych samochodów. Droga tragiczna, ale krajobraz w miarę posuwania się w głąb doliny coraz piękniejszy. Szerokie koryto rzeki, teraz dość skromnej, pasące się owieczki i wspaniałe szczyty Kaukazu. Droga skończyła się w wiosce tuż przy posterunku azerskich pograniczników. Poprosili nas do siebie. Dowódca zaczął oglądać nasze paszporty i kiwając głową zaczął przepisywać do zeszytu wszystkie kraje, w których dotychczas byliśmy. Miał co pisać :). Siedzieliśmy około godzinki, poczęstowali nas herbatą, podyskutowaliśmy i cały czas czekaliśmy. Za bardzo nie wiem na co. Może na kasę z naszej strony, a może gdzieś nas sprawdzali w centrali. Po godzince dowódca stwierdził niestety, że w góry nas puścić nie może, bo to strefa pograniczna i trzeba mieć specjalną przepustkę z Baku. Możemy spacerować ale w drugą stronę od posterunku. Tak też zrobiliśmy, tyle tylko, że w drugą stronę była droga do Qebele. Pożegnaliśmy się w miłej atmosferze, zrobiliśmy sobie nawet zdjęcia, szkoda że ich aparatem. Naszym nie pozwolili. Sfotografowałem za to trochę gór i kobiety, które w tej wiosce wszystkie nosiły czerwone ubrania - jedyne regionalne stroje jakie w ciągu 3 tygodni widzieliśmy. Zapłaciliśmy za przejazd połowę kwoty tzn. 15000 man. Wśród pięknej przyrody wróciliśmy zatem 8 km pieszo do Qebele w ramach zaprawy przed górskimi wędrówkami. Nie było już autobusów dalej na zachód i po krótkim zastanowieniu postanowiliśmy jechać dalej wynajętą ładą - 50 000man. za przejazd do Saki około 80 km. Widoki na Kaukaz po drodze cały czas rewelacyjne.
Po małych problemach związanych z błędną orientacją geograficzną planu miasta w przewodniku znaleźliśmy hotel "Saki" w centrum miasta. Trudno nie znaleźć poradzieckiego bloku - jedynego w okolicy. Pokoje za 60000 man. w dość wysokim standardzie - prysznic, gorąca woda. Zamiast oglądać zachód słońca musieliśmy się zadowolić zwiedzaniem miasta przy zachmurzonym niebie. Dobrze, że nie padało. Największa atrakcja turystyczna miasteczka - pałac szacha niestety zamknięty z powodu remontu pod patronatem UNESCO. Nie najlepszy okres na zwiedzanie Zakaukazia sobie wybraliśmy. Obejrzeliśmy zatem dwa meczety i piękny hotel "Karavanseraj". Niestety za drogi na nasze kieszenie. Po drodze zagadnęli nas tubylcy. Usiedliśmy na ławeczkach przy szkole szachistów i po krótkim czasie pełno było wokół nas miłych ludzi. Poczęstowali nas herbatą i tutejszą, bardzo słodką chałwą, z której Saki słynie. Ludzie bardzo narzekali na sytuację w państwie. Bezrobocie powyżej 60%, pieniądze z ropy trzyma klika prezydenta. Dużo krytycznych słów padało też pod adresem Ormian, którzy podobno niesłusznie roszczą sobie prawa do wielu ziem ich sąsiadów. Nastroje były dość bojowe. Wg naszych rozmówców pokojowe rozwiązania są niemożliwe. Prędzej czy później dojdzie ponownie do wojny i Ormianie mają szczęście, że pomagają im Rosjanie. Mieliśmy zamiar następnego dnia jechać do Zaqatali, ale mili Azerowie powiedzieli nam, że piękne tereny na górskie wycieczki znajdują się nieopodal. W dawnej poradzieckiej turbazie Marchala startuje w góry droga, a na dole można zjeść, a nawet potańczyć :).
Strona:  « poprzednia  1  2  [3]  4  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Ojciec wybrał, naród głosował
»  Baku
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]