podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Afryka » Wyprawa dookoła Sahary. Część V - Senegal, Gambia i Senegal
reklama
Cyprian Pawlaczyk
zmień font:
Wyprawa dookoła Sahary. Część V - Senegal, Gambia i Senegal
artykuł czytany 3079 razy
Lac Rose (różowe jezioro) to ciekawostka - jest to jezioro o zabarwieniu (jak sama nazwa wskazuje) różowym, z którego prowadzona jest intensywna eksploracja soli. Przewodniki porównują je w zasoleniu do Morza Martwego, ale nie jest to chyba prawda, bo o ile dobrze pamiętam w morzu ani nad morzem nie spotkaliśmy żadnej zwierzyny - a tutaj jest sporo ptactwa, co sugeruje, że w jeziorze żyją również ryby. Nie mniej - samo jezioro prezentuje się niezwykle efektownie i pewnie byłoby doskonałym miejscem odpoczynku, gdyby nie dwa małe szczegóły: pierwszy - brzeg na prawie całej długości jeziora wygląda jak śmietnik, drugi - jest masa naciągaczy, próbujących sprzedać wątpliwej jakości pamiątki. Uciekamy od nich czym prędzej i próbujemy objechać całe jeziorko dookoła. Niestety - od strony oceanu są już wydmy piaskowe i nie chcąc się zakopać - wycofujemy się. Mamy jeszcze jedną atrakcję - przejeżdżamy pierwszą przeszkodę wodną naszą "Dyskoteką" (przeszkoda wodna to może jednak zbyt poważne określenie, ale jak brzmi). W drodze powrotnej do Thies zahaczamy jeszcze o ogród, będący ostoją żółwi. Poświęcamy ponad godzinę na wycieczkę po ogrodzie, w którym żyje wiele gatunków żółwi. Mamy też bardzo sympatycznego przewodnika, który prezentuje nam co ciekawsze okazy, posuwając się nawet do odkopywania żółwi z piasku. W sumie bardzo sympatyczne miejsce, godne odwiedzin. Żółwie mają ciekawe imiona - poznaliśmy między innymi Bila Clintona i Mao Tse Tunga (najstarszego z żółwi). Kilka żółwi było podobnych do tych, które w akwarium ma Tomuś. A jeden z żółwi tak się podobno przejadł, że wyskoczyły mu garby z tłuszczu na skorupie. Musiał być bardzo głodny.
Wyjeżdżając z Thies mijamy wiele straganów z lokalnymi wyrobami z trzciny. Zatrzymujemy się i kupujemy kilka pamiątek z trzciny. Jedziemy cały czas w kierunku zbliżonym do północnego. Mamy świadomość, że jesteśmy już w drodze powrotnej. Poświęcamy więc czas spędzony w samochodzie na rozmyślaniu o bliskich, którzy zostali w Polsce i Irlandii, zastanawiając się kiedy się z nimi spotkamy. W pewnym momencie zostaliśmy zaatakowani przez chmarę ważek. "Dyskoteka" zrobiła wśród nich wielki pogrom - dziesiątki wielkich owadów odbijało się od naszego samochodu. Po kilku godzinach, późnym wieczorem docieramy do Saint Louis.

Dzień trzydziesty czwarty - Piątek - 09.03.2007 r.

Wstajemy wcześnie z zamiarem odwiedzenia pobliskiego parku narodowego (Parc National de la Langue de Barbarie), w którym można podziwiać wiele gatunków ptactwa. Sam park znajduje się ok. 20 km na południe od Saint Louis. Kupujemy bilety i ruszamy w kierunku przystani pirog - ptactwo opanowało wyspę i lokalną mierzeję, a pirogi są jedynym środkiem transportu. Po kilkudziesięciu minutach oczekiwania pojawia się chłopak z silnikiem do pirogi, montuje go i zaprasza nas do łodzi. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że musimy rozebrać buty i boso wejść do wody - czynność ta o mało nie spowodowała rezygnacji z wycieczki - pomni wielu przestróg baliśmy się wejść do wody. Nie mniej - ciekawość zwyciężyła i wleźliśmy boso najpierw do wody, później do pirogi. I całe szczęście - bo wycieczka była wspaniała. Dotarliśmy na wyspę, gdzie swoje miejsca lęgowe ma setki ptaków. Tutaj byłem w swoim żywiole, zrobiłem kilkaset zdjęć, chociaż jedynym rozpoznawalnym dla nas ptakiem były pelikany. Później nasz przewodnik zabrał nas jeszcze na krótką wycieczkę nad ocean. Tutaj mieliśmy chwilę na złapanie oddechu i poszukanie kilku ślicznych muszli na plaży. Mieliśmy również okazję obserwować życie małych, plażowych krabów. Po blisko dwugodzinnej wycieczce wróciliśmy na przystać skąd dotarliśmy do samochodu.
Po kilkudziesięciu minutach jazdy docieramy do Saint Louis. Pierwsze co rzuca się w oczy, to długi most, łączący wyspę z lądem. Zanim jednak udało się nam na most wjechać zostajemy zatrzymani przez patrol policji. Policjant autorytatywnie stwierdził, że wjechaliśmy na rondo bez włączenia kierunkowskazu, dodał, że tutaj się tak nie jeździ i zażądał 10 Euro mandatu. Jest to o tyle dziwne, że większość lokalnych samochodów nie tyle nie używa kierunkowskazów co w ogóle ich nie posiada, nie mniej - dyskusja z gliniarzem próbującym wyłudzić łapówkę była bezprzedmiotowa. Dajemy mu 10 Euro, ale gdy ten zauważył oburzoną minę Gosi to piątaka nam zwrócił - i dobrze, 5 Euro piechotą przecież nie chodzi. Policjant przy tym uprzejmie nas poinformował, że w dniu dzisiejszym przejście graniczne z Mauretanią jest czynne tylko do godz. 15.00.
W końcu udaje się nam wjechać na most, przejechać przez miasteczko i zaparkować przy przystani - chyba po raz pierwszy musimy zapłacić za parking. Miasteczko jest wpisane na listę zabytków UNESCO. Jest to pozostałość kolonialna po francuskiej przeszłości miasteczka. Dzięki temu Saint Louis znacznie różni się od pozostałych odwiedzonych przez nas afrykańskich miast. Ma specyficzny klimat, nie mniej - jest już bardzo zniszczone i zaniedbane. Tutaj o atrakcje turystyczne niestety nikt nie dba. Nie mniej spacer wąskimi uliczkami jest bardzo przyjemny. Aby przejść całą wyspę wystarczą pewnie ze dwie godziny, my jednak mieliśmy tylko jedną w rezerwie - chcieliśmy zdążyć na przejście graniczne.
Wyjeżdżamy z Saint Louis kierując się na Rosso. Jeszcze nie udało się nam wyjechać z miasteczka i zostajemy zatrzymani przez policję. Myślimy, że to rutynowa kontrola paszportów i dokumentów pojazdu, jakich mieliśmy okazje przejść w Afryce już dziesiątki - nic bardziej mylnego - policjant chciał coś znaleźć, przejrzał dokładnie wszystkie dokumenty (do których nie mógł się doczepić), zapytał o wyposażenie samochodu, trójkąty, gaśnicę, etc. Gdy już wydawało się, że nie ma się do czego doczepić zauważył, że na tylnym siedzeniu leżą torby. A to wymaga specjalnej atestacji, ponieważ siedzenie samochodu nie służy do transportu bagaży. Zabrał mi prawo jazdy i kazał wracać na komisariat do miasteczka po odpowiednie dokumenty. Po kilku minutach niezrozumiałej gadaniny zapytaliśmy się, czy nie może on nam wystawić takiej atestacji, bo się śpieszymy na prom - odparł, że może i że kosztuje to 12.000 CFA (równowartość 20 Euro) - nas mało szlag nie trafił, ale płacimy, odzyskujemy moje prawo jazdy i - bez żadnej atestacji - jedziemy dalej.
Nie przejechaliśmy nawet 10 km, gdy zostaliśmy zatrzymani przez kolejną kontrolę policyjną. Najpierw gliniarz starał się nam wmówić, że jechaliśmy za szybko (co nie było prawdą, a on nie miał urządzeń pomiarowych) więc zaczął przeglądać skrupulatnie dokumenty. W ubezpieczeniu zauważył, że liczba 18 wygląda raczej na 10 i stwierdził, że dokument jest źle wypisany, przez co nieważny. Nieistotne było dla niego, że żadna z dotychczasowych kontroli nie podważyła ważności dokumentu (nawet jego kolega kilkanaście minut wcześniej nie przyczepił się). Nie istotne było nawet to, że nawet gdyby była to 10 to dziesiąty jest dopiero jutro, więc dokument jest jeszcze ważny. Zażądał od nas 10.000 CFA tytułem mandatu. W tym momencie Gosia już nie wytrzymała i wybuchła histerycznym płaczem. O dziwo pomogło - gliniarz się nieco zmieszał i zapytał się co się stało, dlaczego ona płacze. Opowiedzieliśmy mu, że jest już dzisiaj kolejną osobą wyłudzającą pieniądze, co pomogło, bo oddał nam franki i kazał jechać dalej.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  5  [6]  7  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Berberowie - Lud owiany tajemnicą
»  Malijski Raptularz
»  Historyjki z Maroka
»  Niger - życiodajna woda
»  W stronę pustyni... czyli zapiski z wyprawy do Maroka
»  Brama Afryki - Dona nobis pacem cordium
»  Atlas Wysoki - Jebel Toubkal 4167 m n.p.m.
»  Maroko 2006
»  W medinie Fezu
»  Cinquecento z Krakowa do Dakaru
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część I - Przejazd przez Europę i Maroko
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część II - Mauretania
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część III - Mali
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część IV - Burkina Faso i Mali
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część VI - Maroko i powrót
»  Expedycja Mahrab 2006
fotoreportażfotoreportaż
» Historyjki z Maroka - Anna Pacholak
» Ekspedycja Mahrab - ludzie - Tomasz Kempa
wyróżniona galeria
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]