Piknik nad Škocjanske Jame.
artykuł czytany
2854
razy
![](/style/images/mapy/214.gif)
Kiedy pod koniec VI wieku naszej ery na tereny dzisiejszej Słowenii przywędrowały plemiona słowiańskie, niechybnie musiały poddać się urokowi Triglavu. Najwyższy szczyt Alp Julijskich /2863m/ mógł sprawić, że nomadowie osiedli w tym regionie na stałe. Błyszczące w słońcu, majestatyczne, ośnieżone wierchy, porażają pięknem i tajemniczością. Nie dziwi więc, że góra zaskarbiła sobie miano słowiańskiego boga i na całe stulecia stała się obiektem pogańskiego kultu. Poszczególnym wierzchołkom przypisano władztwo nad niebem, ziemią i podziemiem a w okolicznych lasach oddawano cześć drzewom. Miejsc, które swym niesamowitym urokiem budzą respekt i wyobraźnię, ziemia słoweńska ma nieskończenie wiele. Przed pojawieniem się tu Słowian potęgą zastanej natury zachwycali się pewnie Ilirowie, Trakowie i plemiona Celtów. Na przestrzeni dziejów Europy także wiele innych nacji toczyło wręcz boje o te ziemie. Germanie, plemiona Hunów, Turcy i Austriacy skutecznie przeszkadzali Słoweńcom w budowaniu państwowości. Jest aż niewiarygodne, że naród ten przez dwanaście stuleci nie posiadał administracyjnych struktur a zdołał wykształcić literacki język, wcale bogatą kulturę i narodowe tradycje w wielu dziedzinach.
Od I wojny światowej w granicach Jugosławii a po jej rozpadzie /1991r/ Słoweńcy mają niezależne państwo. Kilkanaście razy mniejsze od Polski, z niespełna dwoma milionami mieszkańców jest całkiem nowocześnie działającym organizmem i do Unii Europejskiej wstąpiło bez kompleksów. Rozważnie korzystając przed laty z otwarcia się Jugosławii na Zachód Słowenia rozwijała się szybciej niż pozostałe kraje Federacji. Obecnie jest farmaceutyczną potęgą, potentatem w produkcji kosmetyków, poważnym eksporterem sprzętu AGD, papieru i artykułów spożywczych. Warunki klimatyczne, krajobrazowe i wspaniała sieć autostrad sprzyjają rozwojowi turystyki, z której dochody rosną szybko z roku na rok. Maleńka Słowenia oferuje turystom wszystkie możliwe formy spędzania urlopowego czasu. Podwodne fotosafari, penetracja setek jaskiń, narciarska przygoda w Alpach i degustacja owocowych brandy to jedynie lakoniczny przekrój turystycznej oferty. Polacy ciągnący corocznie na chorwackie wybrzeże Adriatyku coraz częściej zatrzymują się w Słowenii i te przystanki wydłużają się w miarę smakowania walorów kraju naszych dawnych współplemieńców.
Przedłużeniem Alp Julijskich w kierunku południowym jest Kras - obszar niezbyt wysokich, łagodnych wapiennych wzniesień, często pozbawionych leśnej szaty. Między Zatoką Triesteńską a Vipavską Doliną natura stworzyła jeden z najokazalszych podziemnych Cudów Świata. Nieprzypadkowo tu właśnie zapoczątkowano przed laty badania procesów rozpuszczania skał o dużej miąższości i w nazewnictwie tych zjawisk posłużono się słoweńską terminologią. W Słowenii zbadano kilka tysięcy grot, wiele z nich udostępniono zwiedzającym a w innych prowadzi się dalszą eksplorację. Najbardziej znana jest Postojnska Jama odkryta już w XVII wieku, dokładnie spenetrowana przez speleologów i przystosowana do zwiedzania. System korytarzy, kaskad i jezior wyżłobionych przez rzekę Pivkę posiada wszystkie walory krasowych jaskiń. Na dodatek znaleziono tam ślady pobytu człowieka z epoki lodowcowej, niedźwiedzia jaskiniowego, lwa, hieny, wilka i jelenia. Postojna stała się symbolem atrakcji turystycznych Słowenii i zwiedzenie jej w środku lata może być trudne.
Nie mniej uroków oferuje jednak cały zespół jaskiń w Parku Škocjanske Jame a dostępność do nich jest łatwiejsza o każdej porze roku. Niektórzy twierdzą zresztą, że to właśnie rzeka Reka potworzyła najbardziej zachwycające podziemne fenomeny i nawet nie wybierają się do przereklamowanej Postojny. Za radą tych ostatnich zatrzymałem się na kilka godzin w okolicach wsi Matavun oraz Divača i kupiłem bilet /8 euro/ do krasowego raju.
* * *
Byłem oczarowany już po pierwszych kilku minutach podziemnej ekskursji z przewodnikiem. To wyjątkowe w swoim rodzaju arcydzieło natury, stworzone w wyniku działania niepokaźnej rzeczki Reka w okresie wielu tysięcy ostatnich lat dziejów Ziemi. W wąskich, wznoszących się ku górze i opadających w dół ponurych sztolniach, przestronnych pieczarach pełnych naciekowych form, intrygująco pełzają po ścianach światełka przedostające się przez wychodzące na powierzchnię kominy. Głęboko w dole płynie rzeka, raz niemrawa i cicha, formująca spokojne sadzawki i rozlewiska, a nagle żywiołowo rycząca w otchłani wąwozów, miejscami zalanych słońcem wdzierającym się z powierzchni poprzez szpary w zrujnowanych wilgocią stropach. Nie sposób odgadnąć, co czeka nas za moment, bo ścieżka jest kręta a każdy jej załom otwiera przed nami kolejną niespodziankę. Widzimy więc seledynowego krokodyla, pielgrzyma z worem na plecach, wielodzietną rodzinę jeży i dziesiątki innych baśniowych istot w kolorach, jakich jeszcze przed półgodziną nie moglibyśmy sobie wyobrazić. Przeżyciem jest pokonanie filigranowej chwiejącej się kładki, zawieszonej pomiędzy stromymi ścianami kanionu, prawie sto metrów nad jego dnem, którym z hukiem od tysięcy lat płynie rzeka Reka. Wędrówkę kończy kilkuminutowy pobyt w olbrzymiej grocie, już na styku ze światem powszednim, z niebem, słońcem i problemami dnia codziennego.
* * *
Ponad godzinna wędrówka po wnętrzu ziemi budzi w człowieku respekt przed potęgą natury, żywiołów i Opatrzności. Przed oczyma jawią się obrazy praludzi, którzy gołymi rękoma próbują torować sobie drogi ku przyszłości, ku lepszemu. Jakie uczucia im towarzyszyły? Czy silniejsza była wiara, czy może zachłanność, a być może strach i bezsilność? Jak długo koczownicy szukali swoich ziem obiecanych, co głównie sprawiało, że wybierali tę a nie inną krainę na miejsce zakładania pierwszych siedzib? Charakter, mentalność i temperament Słoweńców kształtowały się na styku kilku silnych kulturowych ośrodków. Największy wpływ miały tu narody alpejskie, sąsiedztwo Panonii i cały konglomerat kultur bałkańskich. Elementy obcych tradycji widoczne są w architekturze słoweńskiej wsi, w folklorze i obyczajowości. Austriackie, włoskie i węgierskie wpływy urozmaiciły miejscową kuchnię, czyniąc ją bogatszą i bardziej wyrafinowaną. Obok potraw typowych dla Serbii, Chorwacji, Bośni czy Macedonii, na słoweńskim stole spotkamy dania zrodzone na węgierskiej puszcie, pod lodowcami Karyntii albo w okolicach włoskiego Udine. Wysoki stopień zorganizowania narodu nie przeszkadza Słoweńcom w uwielbianiu jadła, picia i biesiadowania do białego rana.
Po wyjściu z jaskini trafiam na barwny korowód gości przybyłych przed momentem na parking głównego obiektu obsługującego Park Škocjanske Jame. Z sześciu autokarów wylewa się rzesza ludzi w różnym wieku. Część z nich porusza się o kulach, część korzysta z rozkładanych właśnie wózków inwalidzkich a jeszcze inni samodzielnie podążają w kierunku długich, obficie zastawionych stołów. Piknik dla stowarzyszenia niepełnosprawnych z Lublany w sercu słoweńskiego Krasu zorganizowały stołeczne władze. Pomogli sponsorzy - jeden z wiodących producentów leków i bogaty rodak mieszkający za oceanem. Oprócz posiłków przewidziano konkursy z nagrodami, występ znanego artysty, dużo muzyki i tańce integracyjne. Żałuję, że czas nie pozwala mi zostać tu dłużej, by zobaczyć spektakl folklorystycznej grupy tanecznej Slovenija. Nie podejrzę także wszystkich specjałów, jakie pojawią się na stołach tego wieczoru a z jadłospisu wynika, że będzie się tu sporo jadło. Na dania główne biesiadnicy będą oczekiwać przy zimnych przekąskach - kranjske klobase i kraški pršut. To miejscowe szlachetne wędliny. Jako zupy przewidziano polewkę z tykwy i rosół drobiowo - wołowy, który przyrządza się tutaj podobnie jak u nas. Wybór dań drugich jest bardziej urozmaicony: kranjska pojedina - żeberka z kapustą, żlikrofi z bakelco - pyzy w jagnięcej potrawce, matevż z suchim mesom - fasolka z wędzonym mięsem, pstrąg w sosie czosnkowym. Na deser będą serwowane lody, owoce i dwa narodowe ciasta - potice i gibanice. Pierwsze jest ciastem orzechowym z bakaliami a drugie to rodzaj strucli z makiem, serem lub konfiturą. Na stołach nie będzie piwa, ale wybór win i owocowych destylatów może przyprawić o zawrót głowy nie tylko przybysza z krainy ordynarnej żytniówki. Połapać się w markach i smakach wszystkich trunków nie sposób. O jednym mogę powiedzieć na pewno - williamówka, mocny gruszkowy destylat z okolic Bledu wart jest kaca. Podany do małej czarnej po powrocie z narciarskiego stoku uzdrowi nasze członki przed wieczorną dyskoteką.
![góra](/style/images/button_top.gif)
![powrót](/style/images/button_bek.gif)
![](/style/images/dots_440.gif)
![](/style/images/dots_440.gif)
Przeczytaj podobne artykuły