Syria - gościnny kraj
artykuł czytany
15232
razy
-Zapraszam do mojego sadu. Zerwiecie sobie mandarynki i granaty prosto z drzewa, żona zrobi kawę i herbatę - mówił z uśmiechem napotkany przypadkiem w syryjskiej wsi starszy mężczyzna. - Widzisz, mówiłem ci, że Syryjczycy są nadzwyczaj gościnni - z satysfakcją skomentował zdarzenie mój kolega Abdul.
O syryjskiej gościnności mogłam przekonać się podczas dwutygodniowego pobytu w Syrii niemal codziennie i gdyby nie fakt, że podróżowałam z grupą, która miała opracowany konkretny program, mogłabym bez trudu zdobyć darmowy nocleg, poczęstunek czy transport. I choć początek wycieczki nie był zbyt przyjemny, potem spotykały nas już wyłącznie miłe niespodzianki.
Mimo iż we wszystkich przewodnikach jest napisane, że Syryjczycy nie wpuszczają do swego kraju turystów, w których paszportach są ślady pobytu w Izraelu, ja i moi przyjaciele dziennikarze, sądziliśmy, iż to tylko kolejny przepis, który z łatwością można obejść. Lecieliśmy do Syrii przez Cypr. Na lotnisku w Larnace urzędniczka syryjskich linii lotniczych obejrzawszy nasze paszporty powiedziała zdecydowanie: - Ci, którzy mają izraelskie pieczątki, nie polecą do mojego kraju. Nie pomagały przekonywania, że jesteśmy dziennikarzami zwiedzającymi cały świat i to pod kątem atrakcji turystycznych, a nie sensacji politycznych. Urzędniczka, jej szef i pomocnicy byli niewzruszeni. Liczyłam się już z szybkim powrotem do Polski, gdy z pomocą przyszedł podróżujący z nami Abdul Wahhab Al Wahab przewodniczący Arabskiego Stowarzyszenia Syryjczyków w Polsce. Nie wiem, jakich argumentów użył, najważniejszy był efekt - po kilkunastu minutach już siedzieliśmy w samolocie lecącym do Damaszku.
W Damaszku wylądowaliśmy wieczorem. Miasto z lotu ptaka wygląda jak bożonarodzeniowa, ogromna dekoracja. Podobnie zresztą z poziomu autobusu - na ulicach co chwilę pojawiają się zielone neony na wysokich wieżach. To minarety meczetów, z których pięć razy dziennie muezini nawołują wiernych do modlitwy. O tym, jak wiele ich jest, najlepiej przekonać się wyjechawszy na punkt widokowy ulokowany na okalających Damaszek wzgórza. Wśród oświetlonych osiedli, ulic i placów zauważamy setki zielonych wież. Nic dziwnego, Syria to kraj muzułmański, choć w wielu miejscach można znaleźć kościoły chrześcijańskie, klasztory i synagogi. Ta różnorodność sakralnych budowli nie dziwi - wszak Syria uważana jest za kolebkę chrześcijaństwa, a Damaszek - za miejscem, z którego rozpoczął swą wędrówkę święty Paweł. Aż trudno uwierzyć, że są jeszcze miejscowości, gdzie używa się języka aramejskiego - języka Jezusa Chrystusa. To Malula i kilka wiosek w jej pobliżu oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów od Damaszku.
Stolica Syrii tętni życiem przez całą dobę, no może oprócz kilku godzin południowych, kiedy to wszyscy udają się na sjestę. Zamykane są wtedy biura, banki, sklepy i urzędy. - Wszyscy idą spać, bo jest bardzo gorąco i naprawdę nie można pracować. Dlatego późnym wieczorem i w nocy mają siłę na długie kolacje, nocne spacery czy spotkania towarzyskie - opowiada nam wywodzący się spod włoszczowskiego Rząbca sekretarz Ambasady RP Waldemar Dudek. - I, co ciekawe, nikt się tu nie boi wychodzić nocą, bo jest po prostu bardzo bezpiecznie - dodaje jego żona.
Jednym z najpiękniejszych na świecie meczetów jest niewątpliwie meczet Umajjadów w Damaszku. Wszystkie kobiety ubrane niestosownie (odkryte ramiona, nogi, dekolty) otrzymują przy wejściu mało twarzowe brązowe "habity" z kapturami. Zdejmujemy buty, robimy sobie wspólną fotkę i wchodzimy na ogromny dziedziniec. Meczet robi wrażenie. Kiedyś wszystkie wewnętrzne jego ściany były pokryte złoto - zieloną mozaiką. Liczne kataklizmy, z największym pożarem, jaki tu wybuchł pod koniec XIX wieku, zniszczyły większość z nich. Te, które pozostały, dają jako takie wyobrażenie o wyglądzie całości. W salach meczetu, na dywanach modlą się wierni, rozmawiają ze sobą, a nawet leżą i śpią.
Tylko kilka kroków dzieli meczet od największego suku w mieście - bazaru, na którym można kupić wszystko od warzyw, środków czystości po najpiękniejsze jedwabne czy adamaszkowe tkaniny. Podoba mi się, bo sprzedawcy, w odróżnienieniu od innych z krajów arabskich, nie są nachalni. A ich gościnność wręcz nie zna granic. W kilku sklepikach zanim cokolwiek obejrzałam, zostałam poczęstowana herbatą, kawą, ciasteczkami, orzeszkami. Nawet gdy niczego nie kupiłam, sprzedawca serdecznie się uśmiechał i zapraszał do ponownej wizyty.
Jeszcze ciekawszy suk znalazłam w drugim co do wielkości mieście Syrii - Aleppo inaczej zwanym Halab. W metropolii zamieszkałej przez 2,5-3 milionów mieszkańców, w centralnym punkcie widnieje ogromna cytadela. Tuż koło niej znajdziemy wejście do labiryntu maleńkich uliczek, przy których zlokalizowano setki straganów z tkaninami, naczyniami miedzianymi, obrusami, przyprawami, słodyczami i przepiękną złotą biżuterią. Wędrówka pośród sklepików, wybieranie, przebieranie i targowanie o każdy funt syryjski to wspaniała frajda.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż
»
Syria
- Piotr Kotkowski