podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Mamałyga z sałamachą
reklama
Wilhelm Karud
zmień font:
Mamałyga z sałamachą
artykuł czytany 9082 razy
Próbowaliśmy tam wtedy kilku innych regionalnych dań ale napitki, jakie w dużych ilościach serwowano w międzyczasie, nie sprzyjały obiektywnej degustacji mołdawskiej kuchni. Kolejne przygody z besarabskiej prowincji stały się kanwą następnego tekstu:

Rybna cziorba nie całkiem po mołdawsku.

Na brzegu sztucznego jeziora Gidigicz pod Kiszyniowem stoi w samych tylko slipkach Giena. Używając parcianego pasa mocuje do tułowia kilkukilogramowy zardzewiały element czołgowej gąsienicy, z którego zwisają poplątane fragmenty cienkich linek i inne, mało rozpoznawalne detale. Owiązany dziwnym bagażem mężczyzna wchodzi do wody i kieruję się w stronę mętnej otchłani. Następnie płynie jeszcze około trzydziestu metrów, uwalnia się od ciężaru żelastwa i wraca na brzeg. Rimma, jego żona, manipuluje w tym czasie przy kilku metalowych prętach wbitych w piach kilkanaście metrów od lustra wody. Giena wyciera się, ubiera i wspólnie z małżonką kończy przygotowywanie zmyślnego instrumentarium do działania. Dziś, tak samo jak przedwczoraj i tak jak jutro, będą łowić ryby na riezinu, kłusowniczą metodę znaną nie tylko w Mołdawii.
Od ciężarka leżącego na dnie jeziora, w stronę brzegu prowadzi kilkumetrowej długości silna guma. Do niej dowiązane jest kilkadziesiąt metrów cienkiej linki, z której zwisa kilka a nawet kilkanaście przyponów z haczykami. Linka mocowana jest do palika w pewnej odległości od wody aby na suchym gruncie można było zakładać przynętę i zdejmować z haczyków złowione ryby. To guma pozwala przybliżać i oddalać obwieszony przyponami fragment linki. Na haczykach można umieszczać różnorodny zestaw przynęt, co zwiększa szansę na dobry połów. Jeśli nie weźmie płotka czy karaś to może skusi się okoń albo sumik karłowaty. Jak nie leszcz, to może amur albo jazgarz. Giena i Rimma, podobnie jak niezliczo- na ilość innych kiszyniowskich kłusowników, nigdy znad wody nie wracają z pustym wiaderkiem. Nielegalne połowy to jeden z wielu sposobów na przetrwanie. Oprócz tego jest jeszcze uprawa działki, zbieranie runa leśnego, wyprawy na plantacje, kradzieże w sadach, polowanie na ptaki i inne akcje. Do października każdego roku spiżarnia i piwnica powinny być pełne zapasów, które muszą wystarczyć na kilka następnych miesięcy.
* * *
Kilkanaście lat temu przewodniki turystyczne po Związku Radzieckim poświęcały Mołdawii niewiele miejsca. Republika leżała jakby na uboczu krajoznawczych peregrynacji. Ten prawie dziesięciokrotnie mniejszy od naszego kraj posiada jednak sporo ciekawych dla obieżyświata atrakcji. Polski turysta znajdzie tu wiele śladów podległości Hospodarstwa Mołdawskiego Rzeczypospolitej. Długoletnia okupacja turecka zostawiła orientalne ślady w architekturze a wielonarodowy skład populacji kraju zachwyca bogactwem folkloru. Nad Dniestrem spotkamy wykute w skałach pozostałości klasztorów prawosławnych a nieopodal stolicy kraju możemy zwiedzić jedną z największych na świecie winiarskich piwnic. Prezentowane w muzeach eksponaty archeologiczne opowiedzą nam historię starożytnych plemion scytyjskich, Daków, Getów i późniejsze dzieje słowiańskich Antów.
Równina z niewielkimi tylko fałdami terenu ma wspaniałe klimatyczne warunki do uprawy winnej latorośli i ciepłolubnych owoców. Słonecznik, melony, arbuzy, papryka w kilku gatunkach i bakłażany dojrzewają tu doskonale. Przez całe lata besarabskie czarnoziemy żywiły duży odsetek całego Kraju Rad. Znane były mołdawskie wina, calvadosy i koniaki. Wiśnie w czekoladzie uchodziły za rarytas a międzynarodowy tytoniowy koncern pozwolił nawet produkować Marlboro z tutejszej tabaki. Tak było jeszcze kilkanaście lat temu. Teraz kraj przeżywa poważne ekonomiczne i społeczne problemy. Po upadku komunistycznego molocha samodzielne obecnie republiki nie zawsze potrafią znaleźć właściwą ustrojową alternatywę dla swojej przyszłości. Brak tradycji demokratycznego sprawowania władzy, konflikty terytorialne, nacjonalizmy dziesiątków grup etnicznych i niezbyt nowoczesne prawodastwo nie sprzyjają rozwojowi ziem między Prutem a Dniestrem. Bałagan urzędniczy, chaos w gospodarce okresu transformacji i korupcja na wszystkich szczeblach władzy potęgują beznadzieję społeczeństwa. Mołdawianie, głównie ludzie w wieku produkcyjnym, opuszczają kraj. Szukają lepszych perspektyw od Moskwy po Lizbonę, handlują na polskich bazarach, młode mołdawskie dziewczęta prostytuują się w całej Europie. W chwili obecnej trudno byłoby nawet podać dokładne dane dotyczące populacji tego ponad czteromilionowego kraju.
* * *
Giena i Rimma nie są Mołdawianami. Zadomowili się tutaj przed ponad trzydziestu laty wybierając po studiach miejsca pracy. Młody inżynier geodeta i teatralna charakteryzatorka przybyli do Kiszyniowa z Rosji niezależnie od siebie. Poznali się w miejskim autobusie dojeżdżając do pracy, po kilku miesiącach wzięli ślub i po latach udanego małżeństwa doczekali się wnucząt. Kilka lat temu oboje stracili pracę. Zapotrzebowanie na geodetów nagle się skończyło a charakteryzacją aktorów w teatrze Rimmy zajmują się teraz kuzyni wpływowego biznesmena. Nie mając wystarczających oszczędności ani minimalnych nawet emerytur, ci sześćdziesięciolatkowie z dnia na dzień stali się nędzarzami. Ich dzieci, którzy sami walczą o byt w niedalekim Tiraspolu, niewiele mogą pomóc rodzicom.
* * *
Po skromnym obiedzie Giena zabiera się do segregacji złowionych ryb a Rimma przygotowuje zalewę do ich konserwacji. Karasie, leszcze i większe okonie po obsmażeniu zapełnią pięciolitrowy słój i wystarczą na kilka świątecznych obiadów. Wszystkie płocie będą obficie obtoczone w soli i wyschną na wietrze nabierając cech typowej tarańki, którą można rzuć potem w zimowe wieczory. Pozostała różnorodna drobnica, kilka głów z większych sztuk oraz płetwy i ogony stanowią natomiast idealny surowiec do sporządzenia mołdawskiej odmiany uchy - rybnej zupy. Rosjanie robią ten swój tradycyjny przysmak z tołpygi ale jest wiele gatunków ryb, z których można go przyrządzić. Od Wysp Kurylskich po Lwów powstało więc dziesiątki wariantów rosyjskiej uchy różniących się doborem podstawowego surowca i komponentów. Cziorba - z rumuńskiego zupa - której przepis proponuję poniżej, także ma kilka odmian. Ja wykreowałem własny wariant wzorowany na tym czego kosztowałem kiedyś w okolicach Suczawy na rumuńskiej Bukowinie, w ukraińskiej części Delty Dunaju i w Kiszy niowie właśnie. Zachwycony przed laty węgierską ponty haláaszlé dodaję do zupy więcej, niż moi kiszyniowscy znajomi, ostrej mielonej papryki.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Mołdawia - bliski, daleki kraj
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]