W adidasach na Olimp
artykuł czytany
7663
razy
Sam szczyt Mitikas w czasach nowożytnych został zdobyty dopiero w 1913 roku przez szwajcarów Baud - Bauvy'ego i Boissonasa, którzy wraz z greckim przewodnikiem Christosem Kakalosem weszli - po mylnym zdobyciu Skali jako rzekomo najwyższego szczytu - na najwyższy wierzchołek Hellady. Zdjęcia zrobione wówczas przez Szwajcarów zdobią ściany schroniska "A". Nie zachowała się jedynie nazwa szczytu, nadana wówczas przez zdobywców: Pic Venizelos.
Widok ze szczytu jest ponoć rozległy, wspaniały. Ku wschodowi błyszczy ołowianym lustrem Zatoka Termajska, za nią widoczne zarysy brzegów i wzgórz Półwyspu Chalcydyckiego. Ku zachodowi - pogórze Greveny, a za nim grzbiety Pindosu. Od południa horyzont zasłonięty pobliskim grzbietem Livadaki, ku północy - mur skalny przesłania nadwardarskie równiny Macedonii. Blisko, na wyciągnięcie ręki, biegnie tu dalsza część grani ze szczytem Stefani, zwanym też Tronem Zeusa, pod nami, od zachodu, kocioł Kazania. Jednak uroki panoramy mogliśmy podziwiać tylko podczas nielicznych chwil przejaśnień, kiedy łaskawy Zeus zechciał dmuchnąć i rozpraszał mglistą zasłonę chmurek. Na postumencie w blaszanym pudle znajdujemy "księgę szczytową". To dar austriackiego Alpenvereinu. Przerzucaliśmy pośpiesznie strony odnajdując polskie wpisy członków grupy spotkanej rankiem w Prionii. Miło było wpisać tam także swoje nazwiska...
Pora wracać. Schodzimy ostrożnie skalisto - łupkowatą ścianą w dół, do wietrznej i zimnej przełęczy, potem granią ku Skali. Na nasze powitanie wyszedł wychudzony czworonożny towarzysz nasze wędrówki, który czekał cierpliwie na ostatnich turystów. Coraz niżej, wyraźną ścieżka, po płytach i piargach w stronę "Katafugion A". Przywitał nas tutaj, a jakże, brodaty właściciel z Gorbaczowem. Oczywiście czujnie patrząc nam na ręce. Każdy krok w dół to malejąca numeracja pomalowanych na zakrętach kamieni, napotkany Fin z sił ONZ w Macedonii pomykający w dół aby zdążyć na samolot z salonik do Skopie ("-Góry w Macedonii są niższe ale dziksze i trudniejsze!"), dwie sympatyczne Estonki zasuwające do schroniska "A".
Gdy późnym popołudniem dotarliśmy do Prionii, umówiony taksówkarz czekał na nas zgodnie z umową. Zmęczeni lecz dumni i szczęśliwi wracaliśmy na kolację do Panteleimonas, wdzięczni Zeusowi za okazaną łaskę i przychylność.
Przeczytaj podobne artykuły