podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Indie i Nepal
reklama
Andrzej i Edyta Juda
zmień font:
Indie i Nepal
artykuł czytany 3354 razy
Z dworca w Panadżi jedziemy motorikszą za 40 rupii (bez targowania 60) do Oravs House. Standard taki sobie. Raczej skromny pokój, ale w miarę czysty, z łazienką, balkonikiem i tv. Koszt bez targowania 400 rupii. Wcześniej ku naszemu zdziwieniu w kilku guest housach był komplet gości, a przecież nie ma sezonu i cały czas leje deszcz. Pomimo fatalnej pogody idziemy na miasto. Zwiedzamy, chodzimy po sklepach, knajpach. Wieczorem olśnienie. Wchodzimy do firmowego sklepu Wranglera. Patrzymy na ceny i niedowierzamy. Spodnie po 70, 80 zł (średnio 1300 rupii). Opanowało nas szaleństwo zakupów. Sprzedawcy tylko nami się zajmowali. Kupujemy 5 par. A oni dają nam następne mówiąc bierzcie, co to dla was. Pomimo tego, że sklep już powinien być zamknięty wszyscy nas obsługują pracując pół godziny dłużej. Nawet wysłali jednego pracownika do swojego krawca by skrócił nam nogawki i obszył oryginalną nitką. Nie byłoby to może takie dziwne gdyby ten krawiec nie mieszkał ponad 20 km od sklepu. Po wyjściu ze sklepu, naprzeciwko, zobaczyliśmy jeszcze czynny sklep Levisa. Dokupiliśmy jeszcze jedną parę. Spodnie kosztowały około 100 zł (około 1900 rupii).

09.08.2008

Nie można było załatwić na rano transportu, dlatego idziemy na nogach z bardzo ciężkimi plecakami. Niestety jest ulewa, bardzo duży wiatr jesteśmy przemoczeni. W ciemności trudno znaleźć właściwą drogę. Przeżywamy mały koszmar. Nigdzie nie widać rikszarza bądź taksówki. Autobus, który miał jechać do Kolhapur o 6.15 odjechał dopiero o 6.45. Najgorsze dopiero miało nadejść. Po godzinie jazdy utknęliśmy w korku. Okazało się, że wskutek opadów monsunowych, woda na tyle przybrała w rzekach, że przelała most na rzece, którym mieliśmy przejechać. Po jakimś czasie kierowca wycofał autobus na dworzec autobusowy w jakiejś dziurze. Niewiadomo, co robić. Deszcz cały czas pada. Nikt nie wie czy woda opadnie czy nie. Gdzieś po dwóch godzinach decydujemy się wrócić do Panadżi i jechać bezpośrednio do Bombaju. W Panadżi nie ma dworca kolejowego dlatego jedzie się do Old Goa. Tam należy wysiąść na głównej drodze i łapać motorikszę na dworzec. Dostaliśmy bilety na pociąg do Bombaju, ale bez miejscówek. Do północy siedzieliśmy w przedziale najniższej klasy. Trzeba dodać, że siedzieliśmy tylko dzięki gościnności hindusów, bo wszystkie miejsca były zajęte. Edyta, co godzinę chodziła do konduktora i pytała czy nie zwolniło się miejsce w sleeper class. Około pierwszej w nocy udało się i dostajemy miejsce na trzecim najwyższym poziomie, który ze względów bezpieczeństwa najlepiej nam odpowiada. Niestety, po stronie Edyty dach był nieszczelny i całą noc walczy z przeciekającą wodą.

10.08.2008

Rano docieramy do Bombaju. Oczywiście cały czas pada. Kupujemy bilety na pociąg do stacji skąd już motorikszą dociera się na lotnisko. Oddajemy bagaże do przechowalni, w której biegają szczury i wyruszamy na miasto. Zwiedzanie, zakupy (bluzki, kolejna para levisów, szale itd.). Cały czas z przerwami leje deszcz. W końcu wybieramy bagaże i jedziemy na lotnisko. Bilet na pociąg kosztuje śmieszne małe pieniądze. Jedzie się niecałą godzinę. Następnie doradzono nam by wyjść na wiadukt, bo stamtąd można taniej złapać motorikszę na lotnisko. Na lotnisku przy wejściu wpuszczają tylko tych, co posiadają bilety. Żeby nie spóźnić się na poranny samolot postanawiamy tam przenocować. Niestety nie można tam wziąć prysznica. Jest tylko zimna woda z kranikami umieszczonymi bardzo nisko. Nie można się też rozłożyć na siedzeniach, bo oparcia nie dają się złożyć. Lepiej też mieć ze sobą jedzenie, bo ceny są tu koszmarne. Rano wylatujemy do Krakowa z przesiadką w Monachium. Po południu jesteśmy w Krakowie. Stamtąd pociągiem dostajemy się na dworzec, skąd ekspresem Intercity (last minute za 22 zł od osoby) docieramy około 22 godziny do Rzeszowa. Wreszcie serdeczne powitanie z naszym dwuletnim synkiem, który zaczął mówić pełnymi zdaniami.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  5  6  7  [8] 

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Ballada o przekraczaniu granicy
»  Biali przegrywają... czyli kilka refleksji z Kalkuty
»  Indyjski Tybet od "A" do "Z"
»  Varanasi - najświętsze miasto Indii
»  Za mapą po Indiach, czyli nieco o indyjskiej kartografii
»  Wygnani z grobowca
»  Gastronomiczne wtajemniczenia
»  Natręci niezbyt natarczywi
»  Pondicherry - czyli niech żyje odmienność
»  Arunczal Pradesz – Świat kultury plemiennej
»  Khumbu Himal Trek
»  Słuchając mowy kamieni
»  Nepal, nie tylko Himalaje
»  Namaste Gvaliyar!
»  Bollywood dance - czyli indyjski taniec filmowy na topie!
»  Miyar Himalaya Expedition 2006
»  U stóp himalajskich ośmiotysięczników
»  Wyprawa w Himalaje
»  Wzdłuż świętej rzeki Indus
fotoreportażfotoreportaż
» Indie - Beata Bilińska
» Indie, Nepal - Piotr Kotkowski
» India 2005 - The South - Keral - Maciej Dakowicz
wyróżniona galeria
» Twarze Indii - Katarzyna Leśniak
» Nepal - ludzie - Robert Remisz
» Nepal - góry - Robert Remisz
» Poranne obrzędy w Kathmandu - Radosław Kucharski
» Himalaje Nepalu - Radek Kozłowski
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]