podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Cinquecento do Pakistanu i Kaszmiru 2005
reklama
Jolanta Czupik, Dominik Stokłosa
zmień font:
Cinquecento do Pakistanu i Kaszmiru 2005
artykuł czytany 4958 razy
Na granicy po stronie tureckiej podszedł do nas mężczyzna i zapytał o paszporty. Nas jednak zastanowiło kim jest? - bo przecież nie oficerem służby granicznej, no bo i jak? W krótkich spodenkach i koszulce polo?! Na pytanie jaką pełni funkcję udał, że pytania nie słyszał. Łaził za Dominikiem jak "dobry wujek" z Ameryki tłumacząc rzeczy oczywiste; że najpierw odprawa paszportowa, później dopiero cło. Po załatwieniu wszelkich formalności "dobry wujek" zażądał zapłaty - mało tego przyprowadził kolegę, który przekonywał żeby u niego wymienić walutę, bo banki w Iranie robią duże problemy. Jak się później okazało kolega "dobrego wujka" chciał nas oszukać tylko pięciokrotnie.
W pasie niczyim zakładamy długie spodnie. Jola dodatkowo bluzkę z długim rękawem -koniecznie zapiętą pod szyję i chustkę na głowę - nazywaną od tej pory "szlafmycą". Pierwsze pytanie na granicy irańskiej w sekcji paszportowej dotyczyło naszego pokrewieństwa. Żona? Siostra? Urzędnik nie mógł zrozumieć co znaczy, że pracujemy razem. Stwierdził: nie żona, nie siostra, no to kto?. W Iranie albo jest się siostrą albo żoną. Nie ma innej opcji. Nie można być koleżanką czy współtowarzyszką podróży. Przecież to jakieś niedopuszczalne. Kobieta wolna? Co to znaczy?! Prawdziwe tłumaczenia zaczęły się w sekcji Custom, czyli cła. Padło pytanie o Carnetto de Passage. My, że nie mamy - wyjaśnień nie było końca, więc jak to przeważnie ma miejsce w takich sytuacjach poprosiliśmy o rozmowę z szefem. Carnetto de Passage to dokument dający gwarancję, że pojazd którym się podróżuje nie zostanie sprzedany na terytorium Iranu. W dniu, kiedy właściciel będzie opuszczał ten kraj, samochód wyjedzie wraz z nim. Szef cła widział 2 rozwiązania: pierwsze to wykupić ubezpieczenie na samochód (pomimo, iż Zielona Karta obowiązuje w Islamskiej Republice Iranu - co im udowodniliśmy) za 100$ gdzie firma ubezpieczeniowa daje GRATIS potrzebny dokument odnośnie cła. Drugie rozwiązanie to gwarancja Polskiej Ambasady na to, że samochód którym podróżujemy nie zostanie sprzedany w Iranie. Polska Ambasada w Teheranie długo przygotowywała pismo, nerwy puszczały już obu stronom, a że były to ostatnie minuty pracy urzędników postanowiliśmy wykupić w/w ubezpieczenie, a tym samym uzyskać wymagany dokument. Na granicy po stronie irańskiej spędziliśmy 5,5 godziny głównie oczekując na kolejne decyzje urzędników i pieczątki. Plik dokumentów jaki otrzymaliśmy miał 20 stron, a na każdej po kilka stempli. Najśmieszniejsze jest to, że wyznaczono nam dokładną trasę tranzytu przez Iran do Pakistanu, której i tak nie przestrzegaliśmy. Z kompletem dokumentów biedniejsi o 100$ ruszyliśmy w głąb Iranu. Z racji tego, iż nasze wizy opiewały na okres 7 dni, a Iran to wielkie państwo z wysokimi górami prawie na całej powierzchni, ruszyliśmy w drogę.
Nad ranem około godziny 4.00, kilka godzin po tym jak się położyliśmy spać obudził nas klakson traktora. Kierowca nie omieszkał przywitać się z nami. W Sanandaj gdy staliśmy na czerwonym świetle - podbiegł do nas młody chłopak i zaczął powtarzać kilkakrotnie do Dominika: I love You, Mr., I love You.
Mężczyźni w Iranie nie patrzą na kobiety ponieważ wszystkie są takie same - zakryte. Od stóp do głów włącznie. Mężczyźni swoje zainteresowania skierowali więc w stronę innych mężczyzn. I to widać na każdym kroku. W każdym zakątku tego państwa. To mężczyźni są "ozdobami" kobiet, to oni ubierają najmodniejsze ciuchy - obcisłe bluzeczki, nowoczesne spodnie, to oni w końcu żelują włosy. Kobietom przypada stać bacznie przy nich i wcale im to nie ujmuje, że wyglądają jak Batman, zakryte szczelnie przez długie czarne płótna sięgające kolan, a czasem kostek. W Iranie wszystkie kobiety nawet Europejki mają nakaz zakrywania głowy i ciała. W Bandar E Bushehr zatrzymała nas policja religijna - wychodziliśmy z restauracji, ubrani w długie spodnie. Jola w polar z długim rękawem. Zamek nie był jednak dosunięty do końca pod szyję - i to właśnie był powód kilkuminutowej przepychanki z policją. Dominika podkoszulek okazał się nieodpowiedni - jego rękawy były zbyt krótkie. Temperatura 55 st. C. Podróżowanie po Iranie nie jest wcale proste, a już na pewno bardzo ciepłe. Jednak to my byliśmy w "ich" państwie i to my chcieliśmy podróżować po tym kraju w związku z czym musieliśmy uszanować ich reguły i zasady. To jest sprawa bezdyskusyjna. Jednak inną sprawą jest, że bywa to często bardzo trudne, bo latem temperatury nie spadają poniżej 45 stopni C.
Esfahan to podobno najładniejsze miasto Iranu. My zwiedziliśmy główny meczet i największy bazar. Bazar dużo bardziej tradycyjny niż ten w Istambule, chociaż mało kto o nim wie. W drodze nad Zatokę Perską w okolicach Shurjestan odnajdujemy prawdziwe pustynne miasto z fortem. Robi to piorunujące wrażenie. Godzinny spacer, rozmowy na "migi" z ludnością, zdjęcia, filmowanie. To wszystko dlatego, iż turystów tam nie znajdziemy. Nawierzchnia drogi przez góry jest jak "stół" dlatego zatrzymując się na nocleg, nie odczuliśmy wcale, iż jesteśmy po 15 godzinach jazdy. Była 2.00 w nocy, a skały parzyły. Było ciężko oddychać gdyż oddawały ciepło, które skumulowały za dnia. Rano czuliśmy się jeszcze bardziej zmęczeni niż poprzedniego dnia. U Dominika wystąpiły pierwsze symptomy przemęczenia objawiające się krwotokami z nosa. Przed nami był kolejny wielogodzinny etap jazdy.
Droga z Bandar E Bushehr do Bandar Abbas to podziwianie plaż Zatoki Perskiej. Są one rozlegle i piaszczyste ale oczywiście nikt się nie kąpał bo i po co?! Temperatura wody przekracza chyba 35 stopni i dorównuje temperaturze powietrza. W połowie drogi między miastami na odcinku 15 km ciągnie się wielka rafineria. W jednej ze wsi zaobserwowaliśmy krwawą walkę osłów. Spaliśmy, a raczej umieraliśmy z gorąca w oddaleniu od drogi ale chyba w pobliżu palarni haszyszu :). Zmuleni i hiperspoceni nie mogliśmy zasnąć aż do 4.00 rano. Za nami było 900 km przejechanych w czasie 17 godzin.
Przed Kermanem po 9900 km padł obrotomierz. Jak się potem okaże był to symptom innej usterki. W samym Kerman spotkała nas rzecz niesamowita. Po obiedzie w restauracji, 2 kobiety, które ją prowadziły odmówiły przyjęcia zapłaty. My zmieszani tą sytuacją zapłaciliśmy i gorąco podziękowaliśmy za przesympatyczną obsługę. Udaliśmy się do granicy w Pischin, ale po 20 km od Rigan droga pogorszyła się diametralnie. Jest to teren szeroko zakrojonego przemytu, więc nie remontuje się dróg. Zmieniliśmy plany i pojechaliśmy na granicę w Mirjaveh.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  4  5  6  7  8  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Abchazja - walka o raj
»  ARG-E BAM - Miasto widmo na skraju pustyni
»  Ballada o przekraczaniu granicy
»  Wędrówka na Demavend
»  Nowy Jork Wschodu
»  Pakistański męski świat
»  Autobusem przez Pakistan
»  Ach ten Tarkan! Czyli kilka wspomnień z Turcji
»  Przeżyć na ulicy
»  Fantastyczna Kapadocja
»  DEMAVEND PROJECT - Wyprawa na najwyższy szczyt Iranu
»  Insza allah
»  Turcja - Propozycja na dwa tygodnie
»  Gruzja'2003
»  Bliski Wschód'2002
»  Bułgaria + Istambuł bez ubarwiania. Wrzesień 2002 r.
»  Śladami Krzyżowców, czyli dzieje wyprawy "Ostatnią Krucjatą" nazwanej
»  Islamska Republika Pakistanu
»  Stambuł - dawniej i dziś
»  Ekspedycja Morze Czarne
»  Iran'2006
»  Wspinaczka w Karakorum - Polish Trango Tower Expedition
»  Rowerowa podróż do Istambułu - Istambuł 2007
»  Welocypedem przez piachy Bliskiego Wschodu
»  [Recenzja] Iran – w jaskini Ali Baby
fotoreportażfotoreportaż
» Expedycja Morze Czarne 2004 - Tomasz Kempa
wyróżniona galeria
» Turcja - Piotr Kotkowski
» Pakistan and its people - 2006 - Maciej Dakowicz
wyróżniona galeria
górapowrót
kursy walutkursy walut
Turcja (lira) 1 TRY =  50 groszy
[Źródło: aktualny kurs NBP]