podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Afryka » Kenya Upał MTB Expedition 2007 - Rowerem po Kenii
reklama
Jakub Płatek
zmień font:
Kenya Upał MTB Expedition 2007 - Rowerem po Kenii
artykuł czytany 1462 razy

Wybrzeże

Po krótkim odpoczynku i rozeznaniu, co do wyjazdu nad morze przetransportowaliśmy się autobusem do Mombasy. Główne miasto wybrzeża przywitało nas realnie tropikalnym upałem - nie ma czym oddychać, cali spływamy potem. Krajobraz zdecydowanie się tu różni od tego w głębi kraju - mnóstwo palm, baobaby, ludzie jakby bardziej wyluzowani. Przespacerowaliśmy się wieczorem po starym mieście, które wygląda trochę inaczej niż te znane z Europy. Minęło trochę czasu zanim się zorientowaliśmy, że cały czas chodzimy po nim. W ogóle, był to chyba pierwszy raz, kiedy mogliśmy bezpiecznie przejść się po zmroku po mieście w tym kraju. Po zmroku na miasto wychodzą kobiety czakrach, które za dnia zwykle siedzą w domach. Widok miasta pełnego zasłoniętych od stóp do głów kobiet sprawia mocne wrażenie. Cały następny dzień spędziliśmy na zwiedzaniu Mombasy. Warto zobaczyć Fort Jesus (choć cena jest trochę wygórowana), gaj baobabów i przespacerować się po prostu po mieście, które jest bardzo specyficzne. Na uwagę zasługuje tutejsza kuchnia Suahili - można zjeść całkiem tanio i bardzo smacznie.

Diani Beach

Następnie udaliśmy się na południe w kierunku Diani Beach. Po drodze zboczyliśmy do Shimba Hills, gdzie dzięki uprzejmości znajomych, mieliśmy możliwość rozbicia namiotu na 350 metrowej skarpie z przepięknym widokiem na Rezerwat Słoni Mwaluganje. Coś fantastycznego! Oglądać słonie z góry, malutkie jak ziarnka maku...
Diani Beach swoje czasy świetności ma już za sobą. Rafa koralowa, która ciągnęła się ok. 300 m od brzegu w ostatnich latach obumarła na skutek ocieplenia się wody w oceanie. Za nią obumarło już kilka hoteli w okolicy. Pozostali tylko nachalni naganiacze na plaży, tzw. "Beach Boys". Nie warto się pisać na żadną z ich wycieczek. Lepiej włożyć sandały, maskę i przespacerować się na resztki rafy.

Arabuko Sokoke

Następnie w dwa dni przejechaliśmy trasę do lasu Arabuko Sokoke. O tej porze roku wieje tam południowy wiatr, więc nie sprawiło nam to żadnych trudności. Arabuko Sokoke to deszczowy las równikowy. Niegdyś całe wybrzeże Afryki Wschodniej było nim pokryte. W skrawku, który się tu ostał stworzono park narodowy. Park nie nadaje się za bardzo na wycieczki rowerowe - większość dróg pokrytych jest grząskim piaskiem - przez większość czasu musieliśmy prowadzić nasze rowery. Niedaleko lasu znajdują się ruiny miasta Gedi. Wejście w przystępnej cenie - naprawdę warto! Ruiny są bardzo tajemnicze i można się poczuć miejscami trochę nieswojo. Miasto Gedi prosperowało bardzo dobrze od XIII do XVII w., handlując m.in. z Chinami, Indiami, Hiszpanią, a także Wenecją. Mimo, iż od XV w. w odległej o 15 km Malindi stacjonowała flota Portugalska Vasco da Gamy, nie pozostały żadne zapiski na temat miasta Gedi. Nigdy nie zostało do końca wyjaśnione, dlaczego zostało opuszczone.

Watamu

Na koniec odwiedziliśmy Watamu - typowy nadmorski kurort, a jednak zachował coś ze swojego pierwotnego klimatu wioski rybackiej. Na plażę w Watamu zakaz wstępu mają "Beach Boys", dzięki czemu naprawdę można tam odpocząć - tak też uczyniliśmy. Wybraliśmy się także na nurkowanie z rurką na przepiękną rafę koralową - coś fantastycznego! Feeria barw, ryby wszelkiej maści i rozmiaru! Czuliśmy się, jakbyśmy oglądali National Geographic na żywo! W ramach tej samej wycieczki zwiedziliśmy lasy mangrowe w pobliskiej zatoce Mida. Na tym zakończyliśmy naszą rowerową podróż po Kenii. Wsiedliśmy w autobus w Malindi, który zawiózł nas do Nairobi. Trzeba przyznać, że nocna jazda autobusem przysporzyła nam całkiem sporo adrenaliny.

Safari

Czym byłaby podróż do Kenii bez safari? Wybraliśmy się więc na profesjonalnie zorganizowaną wycieczkę do rezerwatu Masai Mara. Rezerwat ten jest jedynie skrawkiem wychylającego się za granicę tanzańsko-kenijską parku Serengeti. Jak widać natura nie zna granic. Jakoś nie przypadł nam do końca do gustu rytm zwiedzania narzucony przez organizatorów - ale widać większość turystów tak lubi. Jak dla nas za dużo przystanków na posiłki i pamiątki, za dużo bezproduktywnego siedzenia w obozie, a za mało jeżdżenia po parku i podziwiania zarówno zwierząt, jak i ciekawostek geograficznych. O tych drugich przewodnicy chyba nie wiedzą za dużo. Czasem mieliśmy wrażenie, że przyjechaliśmy tylko zaliczyć to lwa, to słonia, to geparda... No może też - ale czasem fajnie tak poobserwować jak to się wszystko odbywa w naturze. Tak więc jeśli ktoś ma możliwość niech wynajmuje samochód i jedzie tam na własną rękę! Oczywiście przewodnik może być bardzo przydatny - zgubić się w gąszczu dróżek i ścieżynek w Masai Mara nie jest trudno.
Naturalnie, mimo tych wszystkich rzeczy, zdecydowanie warto się wybrać na taką wycieczkę! Zwłaszcza w lipcu/sierpniu, gdy wielkie stada antylop gnu migrują z Serengeti w Tanzanii do Masai Mara. Ciężko było uchwycić taki kadr, by nie było tam ani jednego zwierzęcia! Zawsze w zasięgu wzroku mieliśmy jakąś antylopę, zebrę, żyrafę, nierzadko lwa, geparda czy słonia. Dzięki tym stadom gnu zobaczenie lwa czy geparda, posilającego się jedną z antylop było całkiem łatwe - po drugim dniu wręcz spowszedniał nam ten widok. Dzięki gnu, o tej porze roku w Masai Mara jest również mnóstwo turystów, mnóstwo busików i terenówek. Trudno jest poczuć to, co czuliśmy podróżując na rowerze, niemalże sam na sam z naturą. Ale takie to już uroki zorganizowanych safari.

Więcej o naszej wyprawie do Kenii, informacje praktyczne, porady, a także mnóstwo zdjęć zobaczycie na naszej oficjalnej stronie: www.platki.waw.pl
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  [5] 

górapowrót
fotoreportażfotoreportaż
» Kenia - Katarzyna Zegan
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]
ZDJĘCIA