W medinie Fezu
artykuł czytany
4801
razy
Mijamy warsztaty kowalskie, krawców szyjących proste męskie i damskie odzienie, szewców błyskawicznie zszywających płaty kolorowej skóry na charakterystyczne marokańskie klapki – bambusz, aż wreszcie do naszych uszu, mimo ogromnego hałasu docierają dziecięce głosiki śpiewające jakąś francuską piosenkę. – To wakacyjna szkółka dla najmłodszych – tłumaczy przewodnik. – Dzieciaki uczą się w niej między innymi języka francuskiego. Szkółka utrzymuje się wyłącznie z datków, jakie zostawiają odwiedzające je osoby. Jeśli nie macie drobnych, kupcie dzieciakom batonika w stoisku ze słodyczami.
Nie mam drobnych, mam za to torbę pełną polskich cukierków, bez których nie ruszam się w żadną egzotyczną podróż. Wchodzę do malutkiej klasy i z wielką przyjemnością patrzę na uśmiechnięte buziaki kilkuletnich dzieci. Mali uczniowie zobaczywszy torbę cukierków, z całych sil wyśpiewują swoją piosenkę. Uciekam z klasy, by zrobić miejsce innym turystom.
Męczący upał
Wielu kolegów ma odciski na stopach od koła wózka, czy kopyta muła. Ktoś poślizgnął się na mokrej kamiennej dróżce i uderzył twarzą o ziemię. Ktoś zapatrzył się na jakiś warsztat i został z tyłu. Powoli zaczyna męczyć mnie medina, ale nie mam możliwości samotnie jej opuścić. W upale, pośród aromatów ziół, przypraw, owoców brnę po wąziutkich uliczkach patrząc z uwagą na Buszmę. Mam nadzieje, że nie zginę.
Upał daje się coraz bardziej we znaki. Jest sierpień, a więc jeden z najgorętszych miesięcy. Rankiem termometr wskazywał w cieniu 36 stopni Celsjusza, teraz, blisko południa na pewno słupek rtęci podskoczył grubo ponad 40 stopni. Co chwilę kupuje butelkę wody mineralnej i piję ją łapczywie, choć po pewnym czasie mam wrażenie, że w moim żołądku zaraz zaczną kumkać żaby. Wiem, że w takim gorącu nieprzyzwyczajony do upału ludzie łatwo się odwadniają, czego doświadczyłam kiedyś w innym równie gorącym kraju.
Luksus na własne potrzeby
Przewodnik chyba wyczuwa, że większość z nas zmęczyła już ta gonitwa po starym mieście, bo w pewnym momencie wprowadza nas na dziedziniec jednego z domostw. Patio jest ocienione, a na jego środku bije chłodna woda z fontanny. – Chciałem byście zobaczyli, jak wyglądają te nieciekawe z zewnątrz domostwa – mówi. – Taki jest styl Marokańczyków, którzy prawdziwe piękno, elegancję, wygodę. luksus zachowują wyłącznie dla siebie.
Faktycznie w krajach arabskich domy z zewnątrz wyglądają bardzo nieciekawie. Otoczone murem, albo ścianą bez okien sprawiają wrażenie brzydkich, czy nawet obskurnych. Walające się niekiedy przed bramami śmieci dopełniają tego nieciekawego obrazu. Diametralna zmian następuje, gdy przekroczymy drzwi. Patia, czyli podwórka osłonięte od słońca czworokątem ścian, bardzo często wyłożone są barwnymi płytkami ceramicznymi, w donicach rosną kwitnące krzewy, na środku bije fontanna. W pokojach jest czysto i bardzo wygodnie. A o tym, że mieszkańcy Maroka lubią wygodę w domu, świadczy chociażby ilość ulicznych reklam, które polecają najbardziej miękkie, gładkie, przyjemne... materace i poduszki.
Łby baranie i bizuteria
Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej ulicami mediny, która nie zmieniła swego wyglądu od setek lat. Nie zmieniły się nie tylko ulice, budynki czy warsztaty, ale i zwyczaje ludzi. Mijane kobiety są ubrane w długie szaty, twarze maja często całkowicie zasłonięte, albo znad chusty założonej na twarz wystają jedynie oczy. Mężczyźni w długich dżillabach i żółtych bambusz na nogach nie spieszą się, sennie krocząc do sobie tylko znanego celu.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż